Umiarkowany optymizm – tak można określić nastroje wśród firm z branży budowlanej. Deweloperzy, instalatorzy i firmy remontowe nie narzekają na brak zleceń. Ich zadłużenie, które dotąd rosło, w kwietniu przystopowało. Obecnie wynosi nieco ponad 1 mld z – wynika z danych Krajowego Rejestru Długów.
Epidemia nie wstrzymała prac na budowach, a rządowe obostrzenia ominęły ten sektor, który wciąż może funkcjonować. Tym, na co najczęściej uskarżała się dotąd branża budowlana, była nadmierna biurokracja, która wydłużała procedury urzędowe. Ograniczona praca urzędów dodatkowo utrudniała sposób uzyskania niezbędnych dokumentów. Wydaje się, że problem choć po części został zażegnany.
Mali mają najtrudniej
Z analiz Krajowego rejestru Długów wynika, że sytuacja w budownictwie wydaje się opanowana. Minione tłuste lata gruntownie przygotowały ją na ewentualny kryzys. Ubiegłoroczny popyt na mieszkania znacznie przewyższał podaż, dzięki czemu deweloperzy zdołali wypracować całkiem spore marże. Wszyscy jednak pamiętają nie tak dawne załamanie rynku, gdy po 2008 r. w ciągu 12 miesięcy podaż spadła o ponad 70 proc. Ten scenariusz nie powinien się teraz powtórzyć. Skutecznie zahartował on zwłaszcza największe spółki, które miały dość czasu na przygotowanie programów antykryzysowych.
W dużo gorszej kondycji są najmniejsze firmy działające w sektorze prac remontowych i wykończeniowych.
– Przy całym zadłużeniu firm zajmujących się wznoszeniem budynków i robotami specjalistycznymi, niemal 777 mln zł stanowią zobowiązania jednoosobowych działalności gospodarczych, czyli instalatorów, operatorów koparek, wykonawców prac remontowych i tak zwanej wykończeniówki – wyjaśnia Adam Łącki, prezes KRD. - Dla porównania spółki z ograniczoną odpowiedzialnością mają 204 mln zł długu, a spółki akcyjne „zaledwie” 41 mln zł.
Najmniejsi podwykonawcy są w gorszej sytuacji również z tego względu, że jako ostatni otrzymują wynagrodzenie za swoją pracę, często długo po terminie. O ile w przypadku dużych spółek można mówić o sporej poduszce finansowej, o tyle w przypadku samozatrudnionych takie zjawisko praktycznie nie występuje. Najbardziej uciążliwe są natomiast zatory płatnicze.
Dłużnicy i wierzyciele z problemami
Zadłużenie w sektorze robót budowlanych związanych ze wznoszeniem budynków i robot specjalistycznych wynosi 1,063 mld zł. I choć do niedawna rosło w tempie umiarkowanym, w kwietniu praktycznie stanęło.
O swoje należności od firm budowlanych walczą przede wszystkim banki, firmy windykacyjne i towarzystwa ubezpieczeniowe. Łącznie, to ponad 576,6 mln zł. Sporo, bo prawie 160 mln zł stanowią zobowiązania handlu, z czego 113,1 mln zł to faktury za materiały budowlane i instalatorskie. Ponad 108,8 mln zł to wzajemne długi branży, a 26,1 mln zł to zaległości firm budowlanych z tytułu wynajmu i zakupu maszyn budowlanych, narzędzi i samochodów. Kolejne miejsca wśród wierzycieli zajmują firmy telekomunikacyjne – 36,6 mln zł i transportowe – 8,7 mln zł.
Choć średnie zadłużenie jednego dłużnika wynosi 28,2 tys. zł, to są wśród nich wielomilionowi rekordziści, jak na przykład mazowiecka spółka akcyjna, która ma 121 zobowiązań finansowych na łączną kwotę 12 mln zł.
Deweloperzy, budowniczy, instalatorzy i firmy remontowe mają też swoich dłużników w innych sektorach gospodarki, takich jak handel, produkcja czy usługi. Wartość tych wierzytelności przekracza już 236,2 mln zł. Najwięcej, bo 88 mln zł przypada na jednoosobowe działalności gospodarcze.
Obawy i nadzieja w sektorze prywatnym
Zdaniem ekspertów - na razie nic nie zwiastuje pogorszenia koniunktury. Prawdziwe skutki pandemii w budownictwie mogą być jednak widoczne w drugiej połowie roku. Jak szacują eksperci rynku budowlanego, ok. 80 proc. inwestycji realizowanych jest bowiem przez sektor prywatny. Tymczasem COVID-19 już dziś odcisnął piętno na finansach Polaków. Wzrost bezrobocia i zaciskanie pasa mogą spowodować spadek inwestycji w nieruchomości, a to pociągnie za sobą konieczność obniżenia cen.
– Epidemia z pewnością zweryfikuje plany Polaków odnośnie zakupu domów i mieszkań, bo wiele osób z dnia na dzień utraciło źródło dochodu. Jednak z badań, które niedawno wykonywaliśmy wśród konsumentów, wynika, że 57 proc. Polaków wciąż pracuje normalnie mimo epidemii, a 62 proc. ma nawet pewne oszczędności – wylicza Adam Łącki.
To w tej grupie odbiorców branża budowlana może pokładać nadzieję. Wiadomo, że zakup nieruchomości jest inwestycją na lata. Klienci, którzy mają pieniądze w kryzysie mogą kupić mieszkania, jako bezpieczną lokatę kapitału.