Domy i mieszkania okryte złą sławą, w których rzekomo straszy, czy doszło w nich do makabrycznych zbrodni, są tańsze niż inne nieruchomości. Niekiedy w ogóle nie znajdują nowych nabywców. To nie tylko opinia, która krąży w społeczeństwie, ale także ocena naukowców poparta wyliczeniami
Trójka badaczy - Utpal Bhattacharya, Daisy Huang i Kasper Meisner Nielsen - postanowiła przyjrzeć się zależności pomiędzy wartością danej nieruchomości, a jej straszną historią. Jako miejsce do przeprowadzenia takich badań wybrała Hongkong, czyli miasto, które stawia przed ludźmi jeden ważny wymóg - w ofertach sprzedaży nieruchomości muszą oni wyszczególnić, czy dom jest "nawiedzony" lub doszło w nim do jakiejś zbrodni.
Uczeni wzięli pod uwagę dane z lat 2000-2015, dotyczące 1032 lokali, zaklasyfikowanych jako "nawiedzone". Z wyliczeń wyszło im, że takie miejsca są tańsze od innych średnio o 19.2 proc. Co ciekawe, obecność takich lokali wpływa także na ceny sąsiadujących z nimi mieszkań: na tym samym piętrze (cena niższa średnio o 9.7 proc.), pod i nad "nawiedzonym" lokalem (8.9 proc.) oraz w tym samym bloku (7.1 proc.).
Jak podaje portal domiporta.pl, przykładem takiego domu w Polsce jest nieruchomość w Rakowiskach (pow. bialski), która była niemym świadkiem makabrycznego zabójstwa. Już w sierpniu 2016 roku media informowały, że została ona wystawiona na sprzedaż. Dom przejęło wujostwo Kamila N, chłopaka, który razem z Zuzanną M. zamordował swoich rodziców (nastolatek został sądownie uznany za niegodnego dziedziczenia spadku). Budynek z działką wyceniane niemal na pół miliona złotych zostały wystawione na sprzedaż (cena była kilkukrotnie obniżana do poziomu nawet 200 tys. zł), ale długo nie mogły znaleźć chętnego nabywcy (ostatecznie zostały sprzedane). Jak można było wyczytać w ogłoszeniu, wewnątrz 186-metrowego domu są cztery pokoje o wysokim standardzie wykończenia, dwie łazienki, kominek, podwójny garaż z bramą na pilota. Na zewnątrz jest także zadbany ogród. Zabrakło jednak informacji o tym, co wydarzyło się tam w grudniu 2014 roku.
Sprawą podwójnego zabójstwa w Rakowiskach żyła cała Polska. Kamil N. oraz Zuzanna M. zakradli się nocą do domu chłopaka i weszli do sypialni jego rodziców. Wykorzystali to, że oboje śpią i zadali im kilkadziesiąt ciosów nożami. Ta zbrodnia była wyjątkowo makabryczna, bo niemal w całym domu znaleziono ślady krwi.
Sprawa trafiła aż do Sądu Najwyższego, a ten utrzymał w mocy wyroki po 25 lat więzienia dla Kamila N. oraz Zuzanny M. Sprzeciwiał się temu Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro, który chciał dla nich dożywotniego pozbawienia wolności.
- Nie można powiedzieć, że to ona (Zuzanna M. - dop. red.) zdominowała go kompletnie i on zrobił to wyłącznie pod jej wpływem. U Kamila nie stwierdziliśmy ani osobowości zależnej ani dyssocjalnej. Stwierdziliśmy, że jest niedojrzały i jeszcze do końca się nie ukształtował osobowościowo. Poza tym, oni oboje wzajemnie na siebie oddziaływali. Zuzanna z pewnością była bardziej ekspresyjna w swoim zachowaniu. Zapewne gdyby się nie spotkali i nie udzielili sobie tego dziwnego wsparcia, do zabójstwa by nie doszło. Przecież ich pomysł zrodził się stosunkowo szybko. W ciągu miesiąca od poziomu żartu pod hasłem: "zabijmy twoich rodziców", przeszli do skonkretyzowanych działań - mówił nam w kwietniu 2018 roku Jan Gołębiowski, profiler i psycholog kryminalny, biegły sądowy, który był w zespole badającym Kamila N.