Wbrew pozorom, ceny mieszkań w Lublinie nie spadają tak znacząco, jak by się tego można było spodziewać. Prawdopodobnie to już ostatni dzwonek, by coś w miarę tanio kupić.
Deweloperzy nie budują
- Powód jest prosty, banki zaostrzyły kryteria udzielania kredytów, a więc liczba nabywców znacząco zmalała - mówi Dariusz Gozdecki, współwłaściciel Agencji Nieruchomości Guzowski-Gozdecki.
Na rynku powstała, zatem dość dziwna sytuacja. Deweloperzy wysprzedali prawie wszystkie nowe mieszkania, a te, które zostały, szybko znajdą nabywców. - Po prostu teraz trzeba się decydować na kupno nowego lokalu, aby mieć, w czym wybrać. Za dwa, trzy miesiące pozostaną tylko te najgorsze mieszkania - dodaje Gozdecki.
Taka sytuacja, niestety, może potrwać długo. Końca kryzysu nie widać, bo zachodnie banki wstrzymują finansowanie inwestycji mieszkaniowych w Polsce.
Absurdalne wymagania sprawiają, że nawet ludzie z bardzo wysokimi dochodami (np. małżeństwo zarabiające razem 10 tys. złotych miesięcznie) mają problemy z uzyskaniem kredyty hipotecznego.
Na rynku wtórnym...
- W ciągu półtora roku przecena wyniosła nie więcej niż 10 proc. Rynek jednak zmalał o 50proc., ale właściciele mieszkań nie są skorzy do dużych obniżek - tłumaczy Dariusz Gozdecki.
Schemat jest prosty. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży starego mieszkania były na ogół przeznaczane na kupno nowego mieszkania lub budowę domu. Jeśli nie można sprzedać starego lokum za godziwe pieniądze, to właściciel weryfikuje swoje plany, rezygnując z potencjalnych inwestycji.
- Cena metra mieszkania używanego w Lublinie waha się od 4,5 do 4,8 tysiąca złotych - tłumaczy Dariusz Gozdecki. Rynek wtórny wrócił, do sytuacji z 2001 roku. To znaczy, że ludzie kupują lokale z wykorzystaniem nadwyżek lub oszczędności, nie podpierając się kredytem.