Jak jest święto, to trzeba świętować. Taka tradycja. Więc rolnicy świętują na dożynkach. Wielu przybyło też na te powiatu zamojskiego zorganizowane w niedzielę w Skierbieszowie. I świetnie się bawili, choć o sytuacji w rolnictwie nie mówili z optymizmem.
– Ze mnie to taki drobniutki rolnik. Raptem 3 hektary mam. Czasem grykę zasieję, czasem pszenicę. Na zmianę. Zbiorę, sprzedam, ale żeby żyć z tego, to nie ma mowy – rozkłada ręce pan Artur z Huciska w gminie Krasnobród.
Ziemię jeszcze uprawia, ale nie z tego się utrzymuje. – Pewnie jakby nie dopłaty z Unii Europejskiej, to bym już wszystkie te swoje grunty lasem zasadził, jak z częścią zrobiłem. Ale jeszcze czekam – mówi mężczyzna.
Pan Bartłomiej z Iłowca w gminie Skierbieszów ma znacznie większe gospodarstwo. – 30 hektarów ornych i jeszcze 60 hektarów łąk, bo razem z ojcem hodujemy krowy białogrzbiete, współpracujemy nawet z uniwersytetem w Lublinie – opowiada z dumą mężczyzna.
W sobotę o 20 zjechał z pola. Skończył żniwa. W niedzielę był na dożynkach.
Zbiory udane? Jest co świętować? – Radości to nie ma, jak teraz za tonę pszenicy 700 złotych płacą, a w zeszłym roku za 1500 zł sprzedawałem – opowiada rolnik.
Jak sobie policzy, ile go to kosztowało, skoro nawozy były ostatnio dwa razy droższe niż wcześniej, to już wie, że na swoje nie wyjdzie.
– W dzisiejszych czasach trudno z rolnictwa żyć. Rodziny bym nie wykarmił, jakbym raz na jakiś czas do pracy za granicę nie wyjechał – przyznaje pan Bartłomiej.
Ale na dożynkach był i dobrze się bawił. – Bo to święto. A jak święto, to trzeba świętować, taka tradycja. Ludzi można spotkać, z sąsiadami porozmawiać. Po prostu – tłumaczy.
Takich jak on w Skierbieszowie jest bardzo wielu. Przyjeżdżali z najodleglejszych zakątków powiatu. Podczas dożynek można było się najeść, napić, posłuchać muzyki. Zabawa zaczęła się przed południem, a zakończyć ma późno w nocy.