Rozmowa z Waldemarem Ferschke, lekarzem epidemiologiem, wiceprezesem spółki Medi-Sept z Konopnicy pod Lublinem
Czy brytyjskie podejście do walki z koronawirusem, które poprzez swobodne rozprzestrzenianie się wirusa ma uodpornić mieszkańców Wysp, jest dobrym działaniem?
– Takie działanie jest bardzo ryzykowne. W aktualnej literaturze naukowej nie ma potwierdzenia na taką walkę z epidemią. Przerywanie drogi zakażenia, czyli zachowywanie zasad higieny, dezynfekcja, czy izolowanie źródła zakażenia to są metody, które powinno się stosować. Scenariusz włoski, gdzie były restrykcje, ale ludzie nic sobie z nich nie robili, pokazuje, co się stało, gdy wirus miał możliwość swobodnego rozprzestrzeniania. Liczba zakażeń rośnie tam z ekspresowym tempie, a śmiertelność nie jest na poziomie 3 czy 2 proc. jak w innych europejskich krajach, ale na przynajmniej dwukrotnie wyższym.
W chińskim Wuhan z 11 mln mieszkańców zachorowało 90 tys. osób, z czego zmarło kilka tysięcy. Gdyby zastosować tu brytyjski scenariusz, który przewiduje zachorowanie ok. 70 proc. populacji, to mogłoby zachorować ok. 7 mln ludzi. Z tego, jeśli weźmiemy pod uwagę śmiertelność na poziomie 3 proc. umarłoby 210 tys. ludzi. Taka byłaby cena tego „przechorowania”. Oczywiście Brytyjczycy będą mogli za jakiś czas twierdzić, że są bardzo odporni jako populacja na nowego koronawirusa, ale cena będzie wysoka. Można to porównać do epidemii grypy hiszpanki, na którą zmarło nawet 100 mln ludzi. Odporności wystarczyło co prawda na 50 lat, aż do następnej epidemii grypy, ale liczba przypadków śmiertelnych była ogromna. Brytyjczycy muszą się z tym liczyć.
Czy działania podejmowane w Polsce idą w dobrą stronę?
– Decyzje o wprowadzaniu np. ograniczeń w handlu, zamknięcie szkół, czy zamykanie granic są na pewno dobrym krokiem, chociaż można dyskutować, czy nie były wprowadzone zbyt późno. Na razie, biorąc pod uwagę statystyki przekazywane przez resort zdrowia, mamy śmiertelność na poziomie 3 proc. I miejmy nadzieję, że będzie się tak utrzymywać. Są obawy, że może się u nas powtórzyć scenariusz z Włoch, ale jesteśmy jednak mądrzejsi o doświadczenia właśnie z Włoch, Niemiec czy Chin. Wiemy, przynajmniej w teorii, co powinniśmy robić. Nasze społeczeństwo jest mimo wszystko bardziej zdyscyplinowane niż włoskie. We Włoszech zaraziło się niestety bardzo dużo starszych osób, w dużej mierze przez niefrasobliwość młodych ludzi, którzy łamali zakaz wychodzenia z domu.
Jak będzie się rozwijać ta epidemia?
– Bliżej lata, ze względu na temperaturę, wirus będzie słabiej się rozprzestrzeniał, co nie znaczy, że zachorowań nie będzie. Najprawdopodobniej będzie to funkcjonować na zasadzie lokalnych ognisk, które będą się pojawiać i wygasać. Kolejne fale powrotu będą już wyglądały inaczej, bo odporność ludzi będzie większa, ale też służby będą już miały „przećwiczone” w praktyce odpowiednie działania.