W szpitalu przy ul. Jaczewskiego w Lublinie przeprowadzono pierwsze małoinwazyjne zabiegi usunięcia guza nerki. Metoda z użyciem niskich temperatur jest skierowana głównie do pacjentów, którzy nie mogą mieć standardowej operacji.
Zabieg krioablacji polega na nakłuwaniu guza przez skórę za pomocą specjalnej igły, która na swoim końcu wytwarza temperaturę minus 190 stopni Celsjusza. Jest to małoinwazyjna metoda dająca szansę na leczenie m.in. pacjentom z niewielkim guzem nerki, którzy do tej pory nie kwalifikowali się do operacji oszczędzającej, gdzie wycina się guza zostawiając margines zdrowej tkanki. To zabieg odpowiedni również dla osób z istotną współchorobowością lub z innymi przeciwskazaniami do zastosowania klasycznych metod operacyjnych.
- Najpierw pod kontrolą USG odnajdujemy zmianę w nerce, po czym nakłuwamy ją igłami służącymi do krioablacji. Kontrolnie wykonywana jest tomografia komputerowa bez kontrastu pozwalająca sprawdzić precyzyjność położenia igieł. W momencie, gdy stwierdzimy, że jest ona poprawna, rozpoczynamy krioablację. Temperatura w strefie krioablacji sięga minus 40 stopni dzięki wykorzystaniu zamrożonego gazu szlachetnego - argonu. Powstaje tzw. „kula lodu”, której formowanie możemy kontrolować stale dzięki tomografii - mówi lek. med. Paweł Buraczyński, urolog z Klinicznego Oddziału Urologii i Onkologii Urologicznej SPSK Nr 4 w Lublinie.
- Samo zamrażanie guza trwa ok. pół godziny. Po zakończonym zabiegu wykonywana jest kontrolna tomografia. Pozwala ona stwierdzić, czy nie doszło do krwawienia. Po dobie obserwacji w szpitalu pacjent może być wypisany do domu - dodaje lek. Buraczyński.
Metoda minimalizuje ryzyko powikłań, co może być również lepsze dla osób starszych czy obciążonych. Tak było w przypadku 52- letniego pana Artura, pacjenta urodzonego bez jednej nerki, który w sobotę przeszedł zabieg krioablacji. W jego przypadku guz był położony głęboko w miąższu nerki. Standardowa operacja mogłaby się zakończyć utratą całego narządu.
- Do szpitala przy ul. Jaczewskiego przyjechałem ze Stalowej Woli. Lublin był najbliższym miastem, w którym mogłem mieć wykonany zabieg krioablacji. Wzięli mnie na tomograf, dostałem znieczulenie miejscowe i później nacięli mnie skalpelem, dwa nieduże otwory. Wprowadzili dwie sondy i zamrażali mnie, oglądali przez USG, a później byłem w tomografie czy dobrze trafili w tego guza. Wyjechałem z tomografu, wysunęły się te sondy, więc je dobili, później trwał cykl zamrażania i nagrzewania, co trwało pół godziny. Całość zabiegu trwała ok. godzinę. Teraz czuję się świetnie. Zaledwie cztery godziny po zabiegu wstałem i poszedłem do łazienki. Na drugi dzień chodziłem i normalnie jadłem –wspomina pacjent.
SPSK nr 4 w Lublinie szacuje, że w Polsce co roku odnotowuje się około 5 tys. przypadków raka nerkowokomórkowego, a liczba chorych w ostatnich latach znacznie wzrasta. W Polsce w dalszym ciągu niewiele ośrodków wykonuje procedurę krioablacji nowotworu nerki.