Pawilon przy ul. Balladyny 10 zwraca uwagę ale nie zachwyca. Niewiele brakuje by dzikie wysypiska i aura wygrały z architekturą. Nad przyszłością budynku zaprojektowanego przez Zofię i Oskara Hansenów zastanawiają się radni, władze miasta i aktywiści. A mieszkańcy... wspominają sklep za którym tęsknią.
Parterowy budynek ma bardzo charakterystyczną bryłę, ponad pół wieku i drzwi zabite dyktą. Miejsca po wybitych szybach też. Na szarych ceglanych murach znaki zostawiają grafficiarze i narodowcy. Po resztkach reklam i szyldów można się zorientować, że wiele lat pawilon spełniał rolę jaką przewidział architekt. Oskar Hansen widział w nim miejsce na osiedlowe sklepy i punkty usługowe niezbędne mieszkańcom.
Wpisany do miejskiej ewidencji zabytków pawilon opustoszał w 2017 roku i nieruchomość wyłączono z użytkowania. Tak jest do dziś.
Radna: miejski dom kultury
W połowie stycznia radna Monika Kwiatkowska (klub Krzysztofa Żuka) napisała interpelację w sprawie miejskiej nieruchomości. Zwróciła się do prezydenta, by budynek przy Balladyny 10 przeznaczyć na Miejski Dom Kultury. Tłumaczyła, że w jej ocenie bardzo ważne dla miasta, jak i jego mieszkańców, jest zatrzymanie postępującej degradacji wartości architektonicznych i urbanistycznych krajobrazu osiedla. Wskazywała, że niezbędny byłby remont budynku, odtworzenie daszków, wymiana zniszczonych elementów. I przeznaczenie pawilonu przez miasto na funkcje publiczne i społeczne odpowiadające potrzebom mieszkańców.
– Serce mnie boli, kiedy tamtędy przechodzę. Wtedy było źle ale teraz to już tragedia – mówi pani Bożena, która dziesięć lat pracowała w sklepie przy ul. Balladyny 10. Jej pracodawca i pozostałe ekspedientki byli ostatnimi osobami, które przebywały w hansenowskim pawilonie. Sąsiednia apteka wyniosła się wcześniej.
Zima w walonkach
Spożywczy, gdzie można było kupić wszystkie podstawowe artykuły potrzebne by przygotować posiłek, ale też płyn do mycia naczyń czy proszek, do dziś jest wspominany przez mieszkańców, którzy latami robili tu sprawunki.
– Warunki były trudne, szef robił cuda, żeby łatać dach. Myśmy wymyślały sposoby na nieszczelne okna. Zimą pracowałyśmy w grubych butach i ciepłych ubraniach, żeby jakoś przetrwać. Dogrzewałyśmy się elektrycznymi grzejnikami, ale i tak wiało po plecach. Kaloryfery tam były, ale zastawione regałami z towarem – wspomina pani Bożena, która jako dziecko bywała na Balladyny w ówczesnym sklepie z gospodarstwem domowym.
Gdy w 2007 roku przyszła do pracy, w pawilonie działał tylko jej szef i aptekarz.
– Panie w sklepie były cudowne, do tej pory je wspominamy. Takiego sklepu nie było nigdzie indziej i już nie będzie – ocenia jedna z mieszkanek osiedla Słowackiego spacerująca z psem. – Teraz nie ma gdzie robić zakupów, do supermarketu mamy daleko, na targ też jest kawałek. Robiłam kawę, o, nie mam mleka, dwie minuty i miałam mleko do kawy – wspomina kobieta, która najchętniej by widziała w pawilonie miejsce handlowe. Ale nawet nie ma nic przeciwko temu, żeby w miejscu zrujnowanego pawilonu po prostu posadzili drzewa.
Nawet kawałka chleba
– Wiem, że to małżeństwo Hansenów projektowało, w telewizji słyszałam, jak ich syn mówił, że to zabytek i nie można pawilonu zniszczyć. Pamiętam tamte czasy, bo mieszkam na osiedlu od początku - mówi pani Barbara, której też bardzo brakuje pobliskiego sklepu. – Tu mieszkają głównie starsze osoby. Widzę panie o kulach czy z laską które biorą plecak i idą do supermarketu nawet po kawałek chleba, bo w okolicy nie ma gdzie kupić. Nawet na targu ostatnio zlikwidowali dwa sklepy, zostaliśmy bez niczego – dodaje, wspominając bardzo ciepło sprzedawczynie z pawilonu.
– Oni nas traktowali życzliwie a my im pomagałyśmy jak się dało. Wpadały dzieciaki z podstawówki i właśnie starsi klienci. Znałyśmy ich wszystkich. Praca była ciężka, jak to w samoobsługowym sklepie, gdzie jest stoisko z wędlinami i alkoholem, ale były świetne dziewczyny i szef – przyznaje pani Bożena, która do tej pory utrzymuje kontakty z dawnymi współpracownicami i właścicielem sklepu.
Bardzo jej miło, kiedy spotyka dawnych klientów a ci się cieszą gdy zastają ją w nowym miejscu pracy, bo znalazła zatrudnienie na niedalekim osiedlu.
Zainteresowanie i opinia
– Niewątpliwie wskazany obiekt posiada duże walory architektoniczno-budowlane. Budynki przy ul. Balladyny 10 są jednymi z najbardziej charakterystycznych i stanowiących o tożsamości obiektów na terenie osiedla Słowackiego (...) Gmina Lublin widzi potrzebę objęcia budynku działaniami rewitalizacyjnymi – odpisała na interpelację radnej Monice Kwiatkowskiej Beata Stepaniuk-Kuśmierzak, zastępca prezydenta.
I przypomniała, że zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego nieruchomość znajduje się w obszarze przeznaczonym pod tereny usług komercyjnych z podstawowym przeznaczeniem pod usługi handlu, gastronomii, rzemiosła usługowego i inne usługi komercyjne.
Zdaniem pani prezydent położenie obiektu oraz jego powierzchnia (niemal 400 mkw.) doskonale odpowiadałaby potrzebom niezbędnym do prowadzenia działalności kulturalnej. Jednakże budynek znajduje się w złym stanie technicznym i nie jest dopuszczony do użytku.
Co teraz?
– Aktualnie Wydział Inwestycji i Remontów prowadzi konsultacje z Wydziałem Kultury w celu określenia zakresu zadania tj. rodzaju i skali niezbędnych robót budowlanych. Równolegle trwa procedura wyceny szacunkowej takich prac – informuje Artur Szymczyk, zastępca prezydenta ds. inwestycji i rozwoju, który brał udział w wizji lokalnej na ul. Balladyny.
Oprócz prezydenta pawilon oglądała radna Monika Kwiatkowska, Hubert Mącik, miejski konserwator zabytków i przedstawiciele Muzeum Osiedli Mieszkaniowych - Paulina Paga i Michał Fronk.
W historii nieruchomości jest czas, gdy władze miasta usiłowały ją sprzedać. Przetargi kończyły się wynikiem negatywnym. Aktualnie Ratusz informuje, że nie planuje sprzedaży budynku.