To nie jest powszechne, ale możliwe, by wyhodowane pod Szczebrzeszynem marchewki i buraczki wysyłać do Dubaju czy Paryża. – Były takie zamówienia, ale najwięcej odbiorców mamy z Warszawy – mówi właścicielka ekologicznej farmy w Kawęczynku.
Kiedy gmina przyjmuje delegację ekologów z Niemiec, to goście oglądają zabytki, Szczebrzeski Park Krajobrazowy i jadą do Kawęczynka na ekologiczną farmę Marty Gładuń. Ostatnio jej właścicielka była gościem na sesji rady miasta. Dzieliła się swoimi doświadczeniami w prowadzeniu uprawy ekologicznych warzyw. Mówiła o ekologii i zdrowiu.
Stonkę zbierają wszyscy
– Już chyba po roku byłam swoja. Kiedy mieszkańcy zobaczyli, że nam urosło i ile pracy w to wkładamy, przestałam być panią z Warszawy. Kiedy jadę na farmę to wszyscy sobie machamy. A jestem w ogrodzie trzy, cztery razy dziennie – opowiada Marta Gładuń, właścicielka Ogrodu Szambala.
Pod Szczebrzeszynem na około 4 hektarach założyła farmę na której nie stosuje żadnych pestycydów, oprysków i maszyn. Wszystko jest robione ręcznie. Chwasty się wyrywa. Z insektami walczy stosując naturalne odstraszacie – środki oparte na bazie wyciągów roślinnych, np. ze skrzypu, pokrzywy, rabarbaru, wrotycza, czosnku. Poza tym rośnie tu wiele gatunków roślin, które się wspierają. To zachowanie bioróżnorodności sprzyja walce z insektami.
– A jak jest stonka? No to stawiam na nogi całą rodzinę, przyjaciół i zaprzyjaźnionych klientów i wszyscy zbierają – dodaje.
Od Detoxu do ogrodu
Jest pierwszą osobą w rodzinie, która ma jakiś związek z uprawą. Pytana o wykształcenie, żartuje, że pierwszy jej dyplom to szkoła muzyczna, klasa fortepianu. Dużo podróżowała, szczególnym zainteresowaniem darzy Tybet i Indie. Rano, zamiast kawy dzień zaczyna zestawem ćwiczeń zwanych pięcioma rytuałami tybetańskimi. Nazwa ogrodu - Szambala - nawiązuje do mitycznej krainy, głównego centrum duchowego Ziemi, które położone jest w Himalajach.
– Nie jestem ani rolnikiem, ani ogrodnikiem. Miałam pomysł na farmę a właściwie to konsumenci mnie namówili do jej założenia. Zawsze interesowałam się zdrowiem. Od ponad dwudziestu lat prowadzę Detox. To oczyszczanie ciała z toksyn za pomocą kontrolowanej głodówki. Osoby, które po takim turnusie zauważyły różnicę w jakości życia i poczuły się lepiej, pytały co my teraz mają jeść. Właściwie na ich zamówienie, najpierw wydzierżawiłam gospodarstwo na Mazowszu, żeby zobaczyć czy to w ogóle jest możliwe. Czy faktycznie można hodować warzywa bez jakiekolwiek chemii. Znalazłam fachowców, absolutnych pasjonatów, którzy podpowiadali jak to zrobić. Okazało się, że można. Bardzo ciężko trzeba pracować, ale można.
Kiedyś też były plony
Cztery lata temu Marta Gładuń przeprowadziła się na stałe z Warszawy do Szczebrzeszyna.
– Ogród jest w niezwykłym miejscu, w otulinie parku narodowego. Musiałam wszystko ogrodzić z uwagi na zwierzęta, zrobić studnię. Jeszcze inwestuję i dokładam. Może przyszły rok będzie na zero? Ale już teraz sprzedajemy wszystko co urośnie, nawet czasami brakuje, bo tylu jest chętnych. Farmą coraz częściej interesują się blogerki zdrowotne, lekarki, dietetycy – opowiada. – Korzystamy z doświadczeń niemieckiego związku Demeter, który zasady prowadzenia gospodarstwa biodynamicznego stosuje od 1924 roku. Rozmawiam też ze starszymi mieszkańcami Szczebrzeszyna i Kawęczynka pytając jak uprawiali ich ojcowie, dziadkowie. Przecież wtedy też były plony. Nagrywam te porady. Prosimy, żeby nas odwiedzili, zobaczyli czy nie robimy błędów. To też powód dlaczego nie jestem obca.
Nie ma suszy gdy obok las
Zasada działania firmy jest prosta. Kupujący zamawia warzywa w internecie. Wybiera wielkość paczki, decyduje czy chce dostaw stałych czy jednorazowej. Płaci i czeka. Na mejla z informacją jakie warzywa sezonowe do niego przyjadą i na kuriera z torbą. Na przykład z: ziemniakami, botwinką, selerem naciowym, marchewką, cukinią, białą cebulą, kapustą stożkową, sałatą, natką pietruszki, ogórkami gruntowymi i fasolką szparagową. Są też przetwory. Mniej proste jest wyprodukowanie tego, co do paczek trafia.
– Grunt jest specyficzny. Albo gubisz kalosze w błocie i wracasz boso. Albo jest pył zbity jak cement. Jednak pięć centymetrów pod tym pyłem jest wilgoć. W tym roku nie nawadnialiśmy – tłumaczy.
***
Sezon na wysyłanie warzyw w Ogrodzie Szambala zaczyna się pod koniec kwietnia.
– Mam nadzieję, że będzie tyle warzyw, że ten zakończy się w lutym. Piwnica do przechowywania to kolejna pilna inwestycja. Teraz korzystam z uprzejmości gospodarzy i zdarza się, że zapominamy w czyjej piwnicy co leży – dodaje.
Pani Marta pytana czy narzeka na suszę, mówi, że nie jest najgorzej, bo jej pole ma po sąsiedzku lasy. – To jest magazyn wilgoci, drzewa zatrzymują poranną rosę, wszystko jest jak podlane.
Kiedy pytam czy będzie startowała na burmistrza Szczebrzeszyna długo się śmieje i mówi, że Ogród Szambala jej zupełnie wystarczy.