Majówka pod względem politycznym będzie więc gorącym czasem i okresem intensywnego przygotowania się do ostatecznej kampanii wyborczej – Rozmowa z dr Wojciechem Magusiem, politologiem i medioznawczą z UMCS.
Przed nami majówka. Czy pod względem politycznym będzie ona okresem wytchnienia przed kolejnym etapem rozgrywki przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi?
– Na to pytanie można odpowiedzieć z dwóch perspektyw. Dla wyborców powinna być okresem wytchnienia, bo kampania wyborcza trwa w najlepsze od dłuższego czasu i społeczeństwo ma potrzebę pewnego zdystansowania się od tematów politycznych. Myślę więc, że wyborcy nie będą poświęcać im aż takiej uwagi.
Ale z perspektywy polityków na pewno będzie to intensywny okres.
Do wyborów zostało niespełna pół roku i możemy zaobserwować pewne przyspieszenie, jak chociażby wczorajsze ogłoszenie porozumienia między Polskim Stronnictwem Ludowym i Polską 2050. Inny przykład to zapowiedź Solidarnej Polski, która zapowiedziała zmianę nazwy na Suwerenna Polska i planuje zorganizować konwencję 3 maja. To pokazuje, że partia Zbigniewa Ziobry starając się walczyć o swoją podmiotowość decyduje się na odważny krok i chce wykorzystać ten czas, żeby wzmocnić pozycję w rozmowach z Prawem i Sprawiedliwością. Majówka pod względem politycznym będzie więc gorącym czasem i okresem intensywnego przygotowania się do ostatecznej kampanii wyborczej.
Wspomniał pan o porozumieniu PSL i Polski 2050, o czym mówiło się od dłuższego czasu. Gorący zwolennicy szerokiej listy opozycji mogą już definitywnie pozbyć się złudzeń?
– Wydaje się, że tak, ale polska polityka wiele razy pokazała, że potrafi zaskakiwać i myślę, że na ostateczną formułę, w jakiej opozycja pójdzie do wyborów, musimy jeszcze poczekać. Pamiętajmy, że chociażby przed wyborami w 2015 roku Sojusz Lewicy Demokratycznej wspólny start z Twoim Ruchem Janusza Palikota ogłosił dopiero w lipcu.
Mimo ogłoszonego wczoraj porozumienia między Szymonem Hołownią i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem podejrzewam, że jeszcze mogą trwać rozmowy mające ustalić kierunek, w jakim ostatecznie pójdzie opozycja.
Na dzień dzisiejszy wygląda na to, że będziemy mieli do czynienia z trzema opozycyjnymi blokami, które zapowiadają współpracę po wyborach.
Niewykluczone jednak, że ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły. Swego rodzaju „sprawdzam” może być zapowiadany na 4 czerwca w Warszawie marsz, do udziału w którym zaprasza Donald Tusk. Można to odbierać w kategoriach podbijania swojej pozycji w ramach ewentualnej przyszłej koalicji.
Sojusz Ludowców z formacją Szymona Hołowni można traktować jako małżeństwo z rozsądku?
– Trudno się z tym nie zgodzić. Sondaże nie dają ludowcom pewności przekroczenia progu wyborczego. Podjęcie wspólnych wymusiły także spadające notowania Polski 2050. Słabością tego ugrupowania jest także brak struktur i to też był czynnik, który zmusił Szymona Hołownię do szukania partnera, który mógłby dać mu impuls organizacyjny. To małżeństwo z rozsądku jest trudnym kompromisem, który wymusił ustępstwa z jednej i drugiej strony.
Jeden z ostatnich sondaży pokazuje, że Prawo i Sprawiedliwość może wygrać wybory, ale nie musi zdobyć liczby mandatów wystarczającej do samodzielnego rządzenia. To jest realny scenariusz?
– Na wstępie musimy zastrzec, że mówimy o sytuacji na pół roku przed wyborami. Na dzień dzisiejszy pozycja lidera tego wyścigu dla PiS-u wydaje się być niepodważalna. Jednak ten wynik nie gwarantuje uzyskania większości parlamentarnej, dlatego ostateczne rozstrzygnięcie będzie wypadkową wielu czynników, między innymi frekwencji, wyniku innych partii i tego, ile z nich przekroczy próg wyborczy. Pamiętajmy, że w 2015 roku PiS zyskało możliwość rządzenia dzięki temu, że w Sejmie zabrakło koalicyjnego komitetu ugrupowań lewicowych. Gdyby nie to, partia Jarosława Kaczyńskiego nie wygrałaby tych wyborów tak wyraźnie.
Dlatego wygrana przy stosunkowo dużym poparciu sondażowym nie gwarantuje przełożenia liczbę mandatów dającą możliwość samodzielnego rządzenia. Ale nawet w takiej sytuacji pierwszy krok do formowaniu rządu należałby do Prawa i Sprawiedliwości. Wtedy moglibyśmy obserwować różnego rodzaju układanki dotyczące budowania przyszłej koalicji.
Możliwy jest powyborczy sojusz PiS z Konfederacją, której notowania w ostatnich tygodniach rosną?
– Politycy Konfederacji odżegnują się od takiego rozwiązania, ale moim zdaniem taki scenariusz jest możliwy.
Partie polityczne funkcjonują po to, aby wygrywać wybory i rządzić. Potencjał Konfederacji nie gwarantuje jej wyborczego zwycięstwa, ale możliwość stworzenia koalicji z silniejszym podmiotem może być atrakcyjna ze względu na ewentualne obsadzenie intratnych stanowisk czy inne przywileje mogą sprawić.
Wspomniane deklaracje są racjonalne z perspektywy okresu prekampanijnego i chęci zagospodarowania antyestablishmentowego i negatywnie oceniającego bieżącą politykę elektoratu. Właśnie to buduje tę formację, która jawi się jako ta, która do tej pory nie rządziła i umiejętnie gospodaruje emocje społeczne. Mam tu na myśli chociażby kwestie dotyczące pandemii Covid-19, podejścia do szczepień czy stosunek polskiego państwa do wojny na Ukrainie. Konfederacja prezentuje tu stanowisko sprzeczne z tym, co myśli większość opinii publicznej, ale w ten sposób ogniskuje stosunkowo duże poparcie, gwarantujące jej wynik na poziomie nawet 10 proc. To każe uznawać ją za ważny podmiot na scenie politycznej.
Wspomniał pan o wojnie na Ukrainie. Czy związany z nią kryzys zbożowy może zaszkodzić Prawu i Sprawiedliwości? Mam tu na myśli zwłaszcza kwestię poparcia polskiej wsi.
– Na pewno wpłynie to na wynik wyborczy PiS, ale dzisiaj trudno jest oszacować, w jakim stopniu. Po podjętych działaniach widać, że rządzący zauważyli, że trzon ich elektoratu z pewnym niezadowoleniem odniósł się do sposobu rozwiązywania tego problemu. Ale widać też, że te działania są dość energiczne i w zażegnanie tego kryzysu włożono dużo nakładów. To potwierdza, że PiS nie odpuszcza starań o poparcie wyborców z polskiej wsi. Ta kwestia wydaje się być w jakiś sposób rozwiązana, co potwierdza rezygnacja z protestów w ostrej formie ze strony rolników.
Jakie tematy zdominują tę decydującą część kampanii?
– Bez wątpienia będą to dwa tematy. Pierwszym z nich będzie kwestia ekonomiczna, związana z inflacją i poziomem życia każdego wyborcy. Druga – też oczywista, biorąc pod uwagę uwarunkowania geopolityczne – to bezpieczeństwo i to, jak wojna na Ukrainie wpłynie na poczucie zagrożenia.
Nie od dziś wiadomo, że w takich sytuacjach społeczeństwa zwracają się ku podmiotom, które rządzą. To może być aspekt ułatwiający prezentowanie się partii rządzącej w roli ugrupowania, które dba o bezpieczeństwo Polaków. Ale tu znowu musze zastrzec, że w ciągu nadchodzących sześciu miesięcy może wydarzyć się wiele rzeczy, także w tych dwóch obszarach, które mogą tę kampanię poprowadzić w kierunku, którego dzisiaj nie jesteśmy w stanie nawet przewidzieć.