Ogromne straty finansowe - tak prywatne przychodnie wspominają wiosnę ubiegłego roku. Pomogły nowe usługi, które wymusiła pandemia SARS-CoV-2.
– Kiedy został ogłoszony pierwszy lockdown, wiosną ubiegłego roku, mieliśmy duże problemy, żeby namówić lekarzy do przyjmowania pacjentów podczas osobistych wizyt w przychodni. Większość chciała przejść wyłącznie na teleporady. Był ogromny lęk i niepokój – wspomina Mirosław Jakubczak, prezes Centrum Medycznego Luxmed. Dodaje: – Co jednak oczywiste, nie każdy problem może być konsultowany przez telefon. Poza tym, kompletnie nie byliśmy przygotowani na taką działalność pod względem technologicznym.
Dostosowanie zajęło dwa miesiące.
– Chodziło między innymi o przygotowanie światłowodów i linii telefonicznych, żeby uniknąć problemów z powodu przeciążeń. Musieliśmy też wyposażyć pracowników w sprzęt do zdalnej pracy, przygotować łącza. To było dla nas ogromne obciążenie również pod względem finansowym – zaznacza prezes Luxmedu.
50 tysięcy za telefon
Skalę udzielanych wówczas teleporad pokazują rachunki za telefon.
– Rachunek telefoniczny za pierwszy miesiąc takiej działalności wyniósł ponad 50 tysięcy złotych – przyznaje prezes Jakubczak. – Przyjmowaliśmy wówczas znacznie mniej pacjentów, co także oznaczało dla nas ogromne straty.
– Największe straty były właśnie wiosną. Zgłaszało się do nas znacznie mniej chorych, którzy rezygnowali lub przekładali wizyty w przychodni – przyznaje też Anna Lisowska z Centrum Medycznego Sanitas w Lublinie. Zaznacza: – W odróżnieniu od niektórych placówek medycznych przez całą pandemię byliśmy otwarci. Nasza przychodnia nie zamknęła się ani na jeden dzień, mimo że udzielaliśmy również teleporad. Niestety w czasie pierwszej, wiosennej fali mieliśmy problem z lekarzami, którzy albo byli przekierowywani do pracy na oddziałach covidowych lub po prostu bali się przyjmować pacjentów w obawie przed zakażeniem. Przez to dostęp do specjalistów był ograniczony.
Sanitas dosyć szybko dostosował się do nowych pandemicznych warunków pod względem organizacyjnym.
– Na każdym etapie nasz zespół ds. zakażeń szpitalnych i epidemiologii podejmował decyzje jakich świadczeń możemy udzielać, a jakich nie, żeby było to bezpieczne zarówno dla pacjenta jak i lekarza. Początkowo musieliśmy zawiesić część badań diagnostycznych np. spirometrię, czy niektóre zabiegi stomatologiczne, bo ryzyko zakażenia SARS-CoV-2 było zbyt duże – wyjaśnia Lisowska.
– Oddech finansowy wzięliśmy tak naprawdę dopiero w listopadzie ubiegłego roku. Uruchomiliśmy wówczas nasze własne laboratorium, w którym mogliśmy badać próbki pod kątem zakażenia SARS-CoV-2 – przyznaje prezes Luxmedu.
Było to jedno z pierwszych laboratoriów w regionie, które testowało kierowanych przez sanepid pacjentów z podejrzeniem zakażenia. Luxmed zaczął to robić na masową skalę. Wcześniej działał tylko punkt pobrań wymazów, skąd próbki trafiały do zewnętrznych laboratoriów.
Od testów do szczepień
– Na pewno pomogła nam nowa działalność związana z potrzebami, jakie wymusiła pandemia. Jeszcze w ubiegłym roku stworzyliśmy mobilny punkt, w którym pobieraliśmy wymazy do testów. Początkowo wykonywaliśmy tylko testy PCR, potem również antygenowe – tłumaczy Anna Lisowska.
Po wprowadzeniu szczepionek przeciwko COVID-19, na początku tego roku, w Sanitasie powstał także punkt szczepień.
– Działał on jednak tylko do końca czerwca. Niestety zainteresowanie szczepieniami spadło tak dramatycznie, że zdecydowaliśmy się go zamknąć – przyznaje Lisowska. Dodaje, że także testy PCR, antygenowe i na przeciwciała, które przychodnia cały czas ma w ofercie, nie cieszą się szczególnym zainteresowaniem pacjentów. Nie zmieniło się to nawet w związku z wyjazdami zagranicznymi w czasie wakacji.
Inaczej jest w Luxmedzie.
– Cały czas dużym zainteresowaniem pacjentów cieszą się testy na koronawirusa, zarówno PCR jak i antygenowe. Zaczęło ono jeszcze rosnąć w związku z zagranicznymi wyjazdami wakacyjnymi i obowiązkiem testowania dla podróżnych. Wykonujemy testy przed wyjazdem i po przyjeździe z zagranicy. Oczywiście w ofercie mamy też tłumaczenia na kilka języków - wyjaśnia Jakubczak.
Przeciwciała i operacje
Nadal jest też sporo chętnych na testy na przeciwciała anty-SARS-CoV-2.
– Przed wprowadzeniem szczepień przeciwko COVID-19, ci, którzy podejrzewali u siebie bezobjawowe przejście choroby, a nie wykonali testu na obecność wirusa, chcieli sprawdzić, czy faktycznie są ozdrowieńcami. Poziom przeciwciał sprawdzają też często ozdrowieńcy, którzy chcą się zaszczepić – tłumaczy prezes Luxmedu. Zwraca uwagę, że test na przeciwciała jest też wskazany dla osób, które szczepiły się pod koniec stycznia albo w lutym. – W takich przypadkach poziom przeciwciał również spada i warto wiedzieć jaką mamy aktualnie ochronę. Dlatego też tzw. certyfikat covidowy potwierdzający pełne zaszczepienie, jest ważny tylko przez rok.
Luxmed w lutym tego roku zaczął też szczepić przeciwko COVID-19.
– Przez kilka miesięcy zainteresowanie było bardzo duże. Punkt szczepień działa nadal, ale teraz zainteresowanie jest znikome - zaznacza Mirosław Jakubczak.
W związku z pandemią przybyło natomiast znacząco pacjentów, którzy korzystali z zabiegów planowych.
– Tę zmianę zauważyliśmy w większości naszych oddziałów szpitalnych, m.in. ortopedii, chirurgii, ginekologii, urologii. Chodzi zarówno o zabiegi na NFZ jak i komercyjne. To wynik zawieszenia zabiegów planowych w publicznych szpitalach. W związku z tym pacjenci, znacznie częściej decydowali się na leczenie w prywatnych placówkach – zwraca uwagę Lisowska.