Skalę zapaści na rynku najlepiej obrazują dane dotyczące liczby mieszkań, których budowę rozpoczęto. W porównaniu do zeszłego roku w Lubelskim buduje się ich aż o prawie 2 tysiące mniej. A w Lublinie deweloperzy wymieniają się informacjami o tym, komu jest naprawdę ciężko.
– Kto nie musi – nie buduje – mówi wprost Tomasz Grodzki, prezes Interbud-Lublin. – Na rynku jest w tej chwili zastój. Liczba udzielanych kredytów hipotecznych spadła w ciągu roku o 70 proc. My na razie czekamy. Skończyliśmy inwestycję na Felinie, a teraz wykorzystujemy tę przerwę na przygotowanie nowych, na pozyskanie warunków zabudowy czy pozwoleń na budowę.
Sygnały płynące z runku oraz instytucji i firm badających koniunkturę w budownictwie mieszkaniowym już od kilku miesięcy były złe, a te najnowsze mówią o prawdziwym zjeździe. Deweloperzy budują wyjątkowo mało, mniej nawet niż w najgorszych czasach pandemii, czyli w lockdownie z maja-czerwca 2020 roku. W sierpniu w całej Polsce rozpoczęli budowę zaledwie 5,2 tys. mieszkań, a przed dwoma laty było to o tysiąc więcej. Skalę zapaści na lokalnym rynku widać w danych Urzędu Statystycznego w Lublinie. Porównując okresy styczeń-sierpień tego i zeszłego roku, widać, że liczba rozpoczętych budów mieszkań spadła z prawie 5 tys. do zaledwie 3 tys.
Lublin – rynek mieszkaniowy
Najgorzej jest w Lublinie, największym rynku: tu rozpoczęto budowę prawie 1200 mieszkań mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku.
Źle jest i w na rynku pierwotnym, i na rynku wtórnym. – Jest dużo mniej transakcji – przyznaje notariusz z centrum Lublina, która wśród klientów ma m.in. kilku lokalnych deweloperów. – Do niedawna w każdym tygodniu mieliśmy co najmniej kilka aktów na rynku wtórnym z ustanowieniem hipoteki, co oznacza że kupujący posiłkował się kredytem bankowym. A teraz jeśli są transakcje, to praktycznie tylko gotówkowe.
Podobnie jest z jest z inwestycjami deweloperskimi. – Klienci mają mniejszą zdolność kredytową, a ci, którzy mają ją na odpowiednim poziomie, to przy rosnącym oprocentowaniu boją się kupować. Raty kredytów wzrosły przez rok nawet dwukrotnie i to ich wystarczająco odstrasza – wyjaśnia notariusz.
Na przykładzie wygląda to tak, że jeśli ktoś wziął kredyt na 30 lat na 300 tys. zł we wrześniu zeszłego roku, przed serią podwyżek stóp procentowych, to wówczas rata wynosiła ok. 1193 zł, a w lipcu tego roku wzrosła do 2479 zł (wyliczenia totalmoney.pl).
Na obrzeżach sprzedaż siadła
Deweloperzy, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że nadeszły trudne czasy. I dlatego nie chcą występować pod nazwiskiem, bo nie mają się czym chwalić.
– Rozpocząłem inwestycję przed załamaniem rynku, ale teraz sprzedaż jest zdecydowanie wolniejsza – mówi nam jeden z nich. Jak wyjaśnia, jeszcze w zeszłym roku 80 proc. lokali w jego budynkach udawało się sprzedać już na poziomie „zero” lub nawet jeszcze wykopu. Teraz ocenia, że proces sprzedaży w jednej inwestycji może się wydłużyć do nawet 3 lat.
Inny dodaje, że wyhamowała także sprzedaż mieszkań za gotówkę. – Jeszcze niedawno był to sposób na ucieczkę przed inflacją, ale poprawiło się oprocentowanie lokat i obligacji, które znów stały się atrakcyjne dla inwestorów i tych, którzy mają większe oszczędności – wyjaśnia.
Najłatwiej ocenić poziom sprzedaż przeglądając księgi wieczyste, bo w nich wpisywane są zawarte umowy na zakup lokali. Jeden z pośredników na rynku nieruchomości sprawdził dla Dziennika kilka lokalizacji w Lublinie.
– Z analizy wynika, że stanęła sprzedaż mieszkań na osiedlach na obrzeżach miasta: na północnym Czechowie, m.in. okolicy ul. Koncertowej, na Felinie czy Wrotkowie – wymienia. – Wciąż nie najgorzej jest w centrum, choć też ze zmiennym szczęściem. W jednej z prestiżowych inwestycji na 120 mieszkań 30 jest już sprzedanych, a w drugiej na 150 lokali nabywców ma dopiero 10 proc. Ale trzeba zaznaczyć, że mówimy tu o cenach od 12 do nawet 15 tys. zł za mkw. W miarę dobrze wyglądają też okolice uczelni wyższych; w lokalizacji przy Uniwersytecie Medycznym na 36 lokali 10 jest już sprzedanych.
Ale to raczej wyjątki potwierdzające regułę. – Deweloperzy, którzy mają pootwieranych kilka inwestycji nastawionych na klientów hipotecznych, próbują poprawić płynność finansową i pozbyć się części inwestycji lub gruntów, tylko problem polega na tym, że nie ma chętnych, żeby to kupić – zaznacza pośrednik.
Spadek widać także w budownictwie indywidualnym. Tu także barierą są drogie kredyty hipoteczne i szalejące ceny materiałów budowlanych. Porównując okres styczeń-sierpień tego i zeszłego roku widać, że w całym województwie rozpoczęto aż o 930 inwestycji mniej, czyli o prawie ¼.
A kiedy może się poprawić sytuacja? – Myślę, że najwcześniej późną wiosną przyszłego roku, w okolicach maja – przewiduje Tomasz Grodzki z Interbudu Lublin.