Dramatyczny apel jednego z mieszkańców: My umieramy na koronawirusa a drzewa na jemiołę! – Powalczymy, ale najpierw jemiołę policzymy – odpowiadają urzędnicy.
W Chełmie jemiołę spotkamy na większości drzew. Niektóre z nich są dosłownie oblepione pasożytem.
– My umieramy na koronawirusa, a drzewa w parku międzyosiedlowym umierają na jemiołę! Ratujmy je! – alarmuje Czesław Sidoruk. Swój apel na portalu społecznościowym, kieruje do urzędników odpowiedzialnych na miejską zieleń.
Mimo że jemioła kojarzy nam się raczej miłośnie i romantycznie – w końcu pocałunek złożony pod nią podczas świąt Bożego Narodzenia wróży miłość i szczęście na długie lata – to jest ona pasożytem i to bardzo niebezpiecznym.
Rośnie na drzewach, bezlitośnie korzystając z zasobów gospodarza, czerpiąc wodę i składniki mineralne, co powoli prowadzi do śmierci drzewa. Właśnie wiosną najlepiej widać inwazję tego szkodnika na drzewach w parkach i zieleńcach w Chełmie.
Urzędnicy problem już zauważyli i są w trakcie przygotowywania „programu walki z porażeniem drzew pasożytem jemioły”.
– Kończy się inwentaryzacja skali porażenia drzewostanu. Departament Komunalny planuje przygotowanie projektu pod kątem pozyskania dofinansowania, a jesienią pilotażowe prace pielęgnacyjne na drzewach zaatakowanych jemiołą w centrum Chełma na ulicach Lubelskiej, Reformackiej, Lwowskiej – mówi Dominik Gil z Gabinetu Prezydenta Miasta Chełm.
– Szkopuł w tym, że miejscy „przyrodnicy” w przetargach na utrzymanie parków już kilka lat temu wykreślili kasę na wycinkę jemioły – ripostuje mieszkaniec. – Jemiołę się po prostu odcina. Duży koszt polega na tym, że należy wynająć zwyżkę. A przecież takim sprzętem dysponują miejskie spółki, które i tak mają podpisane z Urzędem Miasta umowy m.in. na sprzątanie czy koszenie trawy.