Wybory, wybory i po wyborach. Wszelkie ślady kampanii muszą zniknąć z przestrzeni publicznej. Ale nie trzeba ich wyrzucać. Zwłaszcza wyborcze banery mogą się przydać. I to bardzo.
„Przyjmujemy banery wyborcze. Zabezpieczymy kojce i budy przed zimą” – napisali we wtorek na swoim facebookowym profilu członkowie Biłgorajskiego Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami „Podaj Łapę”.
Odzew był natychmiastowy. Rozdzwoniły się telefony. – Nawet od ludzi z różnych rejonów Polski, którzy byli gotowi nam te banery wysyłać albo przywozić – mówi Marta Pysz, prezes „Podaj Łapę”.
Doszło do tego, że ona i jej współpracownicy zaczęli nawet odmawiać. Nie chcieli nikogo narażać na koszty, a poza tym na miejscu też banerów do wykorzystania jest mnóstwo.
– Sporo obiecał nam przywieźć z Tomaszowa Lubelskiego mąż pani, która kandydowała w wyborach. Mamy też obietnice dostaw od osób z Biłgoraja i okolic. Na ten moment dysponujemy ok. 70 banerami. To powinno nam wystarczyć – dodaje.
Choć przyznaje, że na razie otrzymują te mniejsze o wymiarach 50 na 100 cm. A duże też by się przydały, zwłaszcza do okrycia ścian w kojcach, więc gdyby ktoś miał je na zbyciu, w Biłgoraju zostaną na pewno przyjęte.
– One są wykonane z materiału odpornego na wodę, zatrzymującego wiatr. Idealne na jesień i zimę, bo dzięki temu zwierzakom nie mokną posłania, nie zamaka jedzenie, no i jest po prostu cieplej – tłumaczy Marta Pysz. A wie co mówi, bo kierowane przez nią stowarzyszenie, które w tym momencie opiekuje się 10 psami i ponad 40 kotami, ale podopiecznych miewa dużo, dużo więcej, już z banerów korzystało po wyborach z lat poprzednich.
Na drewno i chwasty
Mówi, że solidne płachty z wizerunkami kandydatów znajdują też inne zastosowanie. Pewna starsza pani regularnie zwija banery, żeby sobie nimi na zimę okrywać drewno składowane na podwórku. Są osoby, które wykorzystują banery w ogrodach, bo podobno świetnie powstrzymują wzrost chwastów.
Jak się okazuje, sami kandydaci nie są też wyjąkowo do swoich materiałów z kampanii przywiązani i chętnie się nimi dzielą.
– Ja nie miałam zbyt wielu banerów, ale wszystkie będą spożytkowane – mówi Agnieszka Klimczuk, radna Zamościa, która w wyborach startowała z listy Koalicji Obywatelskiej.
Opowiada, że jeszcze w trakcie kampanii na giełdzie w Mokrem podszedł do niej jakiś mężczyzna, który spytał, czy mógłby zabrać kilka banerów, bo przydadzą mu się w gospodarstwie. Zgodziła się. Znajomy z Lipska Polesie miał część tych dużych plakatów wykorzystać u siebie na plandeki.
– Rafał Kowalik ze Szczebrzeszyna, kandydat na senatora Bezpartyjnych Samorządowców miał moje i własne zebrać, żeby zawieźć do schroniska dla zwierząt w Zamościu. Część zagospodarowała też koleżanka współpracująca z zamojskim stowarzyszeniem „Kudłaty Przyjaciel” – wylicza Klimczuk.
W kojcach są świetne na zimno i śnieg
– To dla nas bardzo cenne, bo te banery świetnie się w kojcach sprawdzają. Mamy obiecane dostawy od dwóch osób. Nasze psy będą świetnie zabezpieczone w kojcach przed zimnem i śniegiem – przyznaje Marcin Zubala z „Kudłatego Przyjaciela”.
Przypomnijmy, że zgodnie z Kodeksem Wyborczym wszystkie materiały z kampanii muszą zniknąć z przestrzeni publicznej najpóźniej 30 dni od dnia po wyborach. Przeprowadzenie takich porządków to obowiązek spoczywający na poszczególnych komitetach. Jeśli się z niego nie wywiążą, popełnią wykroczenie, za które można dostać mandat. Poza tym, po upływie terminu, samorząd ma prawo usuwać plakaty i banery, a później obciążać kosztami komitety.
Co ważne, nie ma ustawowego terminu regulującego czas, w jakim materiały wyborcze powinni zniknąć z prywatnych posesji. Takie kwestie właściciel uzgadnia z pełnomocnikiem konkretnego komitetu. Może też plakat lub baner usunąć samodzielnie. Nie powinien go jednak przy tym zniszczyć.