ROZMOWA z Kamiah Smalls, amerykańską rzucającą Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin
- Dlaczego tak późno, niemal w połowie września, przyjechałyście do Lublina – ty i Natasha Mack?
– Chodziło o zregenerowanie się, bo obie grałyśmy trochę w WNBA. Ona trafiła do tej ligi prosto z uczelni, a ja z Europy. Chciałyśmy odpocząć i spędzić trochę czasu razem z rodzinami, zanim zaczniemy kolejny sezon.
- Częścią bycia profesjonalnym sportowcem jest spotykanie się z fanami, szczególnie z tymi najmłodszymi. Wy miałyście taką okazję ostatnio.
– Zdecydowanie i ja to uwielbiam. Oni to doceniają tak samo jak ja.
- Stany Zjednoczone to dla mnie dobry przykład tego, jak zawodnicy podchodzą to takich aktywności. Branie udziału w akcjach charytatywnych, działania promocyjne czy spotkania z fanami...
– Sport jest bardzo ważny dla najmłodszych. Oglądamy dorosłych sportowców i tak zakochujemy się w grze. To bardzo ważne, żebyśmy sami dawali dobry przykład dla kolejnych pokoleń zawodników. Musimy dać im wzór do naśladowania, kiedy oni pracują nad sobą. Chodzi o inspirowanie ich i przekonywanie do tego, żeby byli tak dobrzy, jak tylko potrafią.
- Sezon rozpoczęłyście od dwóch zwycięstw w eliminacjach do EuroCup. Powiedziałbym, że to był udany skok na głęboką wodę, bo zespół nie miał zbyt wiele czasu na przygotowanie w pełnym składzie.
– Tak. Nie uważam, że zagrałyśmy w tych spotkaniach perfekcyjnie. Włożyłyśmy w to jednak sporo wysiłku i pracowałyśmy z tym, co miałyśmy przygotowane. To bardzo ekscytujące, że udało nam się awansować. Jednak najlepsze jest to, że nie pokazałyśmy jeszcze naszego pełnego potencjału. Udało nam się to osiągnąć, chociaż jeszcze nawet nie rozumiemy się dobrze na parkiecie. To istotne, żebyśmy dalej tak ciężko pracowały.
- Teraz już lepiej potraficie ze sobą współpracować?
– Tak, jesteśmy lepiej przygotowane niż wcześniej. Na treningach uczymy się tego, jakie rzuty są odpowiednie dla zawodniczek, w którym miejscu na parkiecie lubią być przy piłce.
- Wydajesz się być graczem z bardzo dobrze ułożoną ręką. Pokazałaś już, że potrafisz seryjnie trafiać "trójki". Taki właśnie jest twój styl gry?
– Tak właściwie to nie. To coś, co dodałam do swojej gry kilka lat temu. Jestem teraz większym zagrożeniem dla rywali. Wiedziałam, że to jest coś, co muszę dodać do swojego arsenału, żeby wskoczyć na wyższy poziom. Potrafię rzucać z dystansu, ale ciągle uważam się za gracza, który lubi wejścia pod kosz.