Niewiele brakuje do pierwszej oceny skuteczności immunoglobuliny z osocza ozdrowieńców, która może stać się lekiem na COVID-19. Jest też szansa na przyśpieszenie badań nad amantadyną. Liderem obu projektów są lubelskie kliniki.
Klinika Chorób Zakaźnych Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie prowadzi badanie kliniczne nad immunoglobuliną – wyprodukowaną przez lubelski Biomed – od kilku miesięcy (biorą w nich także udział ośrodki w Bytomiu, Białymstoku i Bydgoszczy).
Trzecia fala przeszkodziła
Pod koniec stycznia tego roku pisaliśmy o pierwszych kilku pacjentach włączonych do badania. Lekarze szacowali wtedy, że wstępne wyniki będą znane już na początku marca. Trzecia fala epidemii nie ułatwiła im jednak zadania.
– Rekrutacja pacjentów do tego badania była wówczas bardzo utrudniona ze względu na profil chorych. Trafiali do nas przede wszystkim pacjenci z bardzo zaawansowanym COVID-19, w stanie ciężkim, którzy nie kwalifikują się już do podania immunoglobuliny, podobnie jak osocza – tłumaczy prof. Krzysztof Tomasiewicz, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych SPSK1. Zaznacza, że immunoglobulina jest stosowana u pacjentów z zapaleniem płuc, ale w fazie choroby, która nie wymaga jeszcze podłączenia do respiratora.
Aktualnie sytuacja w klinice kompletnie się zmieniła.
– Paradoksalnie, razem z opanowaniem trzeciej fali epidemii i spadkiem liczby zakażonych wymagających hospitalizacji, mamy nadzieję, że szybciej uda nam się dokończyć rekrutację pacjentów – mówi prof. Tomasiewicz. – Mamy znacznie więcej chorych, których stan zdrowia pozwala na zakwalifikowanie do badania klinicznego.
Jeszcze 30
– Nie chciałbym na razie podawać ostatecznego terminu zakończenia rekrutacji, ale powinna przebiegać teraz szybciej – dodaje szef lubelskiej kliniki.
Do badania zostało już włączonych 90 pacjentów. Lekarze są więc o krok od pierwszej oceny skuteczności preparatu.
– Potrzebujemy 120 pacjentów, żeby dokonać pierwszej oceny działania immunoglobuliny, brakuje nam 30 osób. To da nam odpowiedź, w jakim kierunku idziemy i na ile ten preparat jest skuteczny w leczeniu COVID-19 – tłumaczy prof. Tomasiewicz.
Czym aktualnie są leczeni zakażeni pacjenci, którzy trafiają do lubelskiej kliniki?
– Nadal stosujemy leki, które już wcześniej podawaliśmy naszym pacjentom. W zależności od przebiegu choroby stosujemy między innymi tocilizumab (lek stosowany wcześniej przy reumatoidalnym zapaleniu stawów – przyp. aut.), przy czym ostatnio pojawiły się już twarde dowody naukowe na jego skuteczność – wyjaśnia prof. Tomasiewicz. Dodaje: W leczeniu COVID-19 zostało też oficjalnie potwierdzone działanie budezonidu, sterydowego leku w formie inhalacji, który łagodzi objawy ze strony układu oddechowego. Oprócz tego stosujemy też między innymi remdisivir, osocze ozdrowieńców czy terapię antybiotykami.
Międzynarodowe badania
Coraz więcej naukowców jest też zainteresowanych badaniem amantadyny. Prof. Konrad Rejdak, kierownik Kliniki Neurologii SPSK4 w Lublinie i jego zespół prowadzą już badania nad jej skutecznością u pacjentów ze świeżo potwierdzonym zakażeniem SARS-CoV-2.
Teraz będą je kontynuować we współpracy z innymi europejskimi ośrodkami z Danii, Niemiec, Hiszpanii, Grecji i Belgii. To zdaniem lekarzy szansa na szybsze opracowanie terapii.
– Wobec całej burzy medialnej i kontrowersji wokół leku naszej uczelni zależy na analitycznym i naukowym udowodnieniu działania – mówi prof. Wojciech Załuska, rektor Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
Od grypy do COVID-19
Prof. Rejdak już na początku epidemii, wiosną ubiegłego roku, zaobserwował u swoich pacjentów przyjmujących amantadynę wyjątkowy łagodny przebieg COVID-19 albo wręcz brak objawów.
Pierwotnie była stosowana jako lek przeciwwirusowy między innymi u pacjentów z grypą typu A. Okazało się jednak, że jej możliwości są znacznie większe, dlatego zaczęto ją podawać pacjentom neurologicznym. Pojawiły się też doniesienia, że lek może blokować mechanizm zakażania kolejnych komórek przez wirusa SARS-CoV-2.
Lubelska klinika jest liderem ogólnopolskiego badania nad skutecznością amantadyny w leczeniu COVID-19 (biorą w nim udział także ośrodki z Warszawy, Grudziądza, Wyszkowa i Rzeszowa).
– Do tej pory w naszym programie wzięło udział ponad 20 pacjentów w wieku 30-70 lat. Docelowo planujemy włączyć do badania 200 osób, a po rekrutacji 100 będziemy mogli sformułować wstępne wnioski. Apelujemy do osób, u których potwierdzono zakażenie, żeby przyszły się zbadać, bo często brak zewnętrznych objawów wcale nie świadczy o braku negatywnych skutków choroby w organizmie – przestrzega prof. Rejdak.
Dodaje, że w trakcie prowadzenia badania klinicznego, kilku pacjentom udało się uratować życie.
– Okazało się, że zmiany chorobowe były już tak nasilone, że wymagali intensywnej terapii i przekierowania do właściwego oddziału. Przyszli się zbadać, chociaż nie mieli objawów – wyjaśnia lekarz. Tłumaczy, że niezależnie od badania, każdy chory korzysta ze standardowej terapii przewidzianej w leczeniu COVID-19. Lekarze monitorują też zaburzenia neurologiczne.