Niezaszczepieni ozdrowieńcy i osoby, które przyjęły jedną dawkę szczepionki nie mogą się czuć bezpiecznie. To ustalenia naukowców, którzy z niepokojem patrzą na gwałtowny wzrost liczby zakażeń indyjskim wariantem wirusa SARS-CoV-2.
Wariant Delta, zwany indyjskim, jest znacznie bardziej agresywny zarówno od podstawowej mutacji SARS-CoV-2, jak też od brytyjskiej (Alfa), która dominowała w Polsce podczas trzeciej fali epidemii.
– Delta cechuje się znacznie większą zakaźnością niż pozostałe dotychczas wykryte. Współczynnik reprodukcji w tym przypadku wynosi od 5 do 8, podczas gdy w przypadku wariantu brytyjskiego od 4 do 5, a podstawowego 2,5 – podkreśla prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS w Lublinie.
To oznacza, że jeden zakażony mutacją Delta może zarazić od 5 do 8 osób. – Doniesienia o wzrostach liczby zakażeń tym wariantem koronawirusa z kolejnych państw europejskich są bardzo niepokojące. Chodzi m.in. o Wielką Brytanię, Irlandię, Niemcy. Najgorsza sytuacja jest aktualnie w Rosji, gdzie liczba zakażeń wzrosła ostatnio o 40 proc., porównując tydzień do tygodnia. Połowa zakażeń w całym kraju diagnozowana jest w Moskwie – mówi prof. Szuster-Ciesielska. – Polska nie może czuć się tutaj wyjątkowa i na pewno wariant indyjski krąży w populacji. Nie mamy jednak świadomości, z jakim odsetkiem takich zakażeń mamy do czynienia, bo badania pod kątem potwierdzenia konkretnego wariantu nie są u nas powszechne.
Sytuację pogarsza fakt, że początkowe objawy w przypadku tej mutacji są niemal identyczne z przeziębieniem. – To najczęściej ból gardła, ból głowy i katar. Wiele osób może w ogóle nie mieć świadomości, że są zakażone i będą infekować innych – tłumaczy wirusolog. – Dlatego tak ważne są szczepienia, bo największy wzrost zakażeń w przypadku wariantu Delta obserwuje się u trzech grup: niezaszczepionych, a także niezaszczepionych ozdrowieńców i osób, które przyjęły na razie tylko jedną dawkę szczepionki. Do tej pory spora grupa ozdrowieńców była pewna, że chroni ich naturalna odporność. Najnowsze statystyki nie potwierdzają tych przekonań.
Prof. Szuster-Ciesielska, wskazuje, że w Wielkiej Brytanii zaszczepionych jest co prawda 83 proc. mieszkańców, ale dopiero pierwszą dawką. Z kolei w Rosji na ponad 140 mln mieszkańców ze szczepień skorzystało zaledwie ok. 14 mln.
W woj. lubelskim najwięcej w pełni zaszczepionych mieszkańców jest w Lublinie (36,6 proc.) oraz w Puławach (34,7 proc.). Najgorzej jest w gminie Serniki (powiat lubartowski), gdzie w pełni zaszczepionych jest 12,6 proc., oraz w gminie Serokomla (powiat łukowski), gdzie pełne szczepienie ma za sobą 12,8 proc. mieszkańców.
– Mamy tylko jeden punkt szczepień, więc automatycznie dostęp jest ograniczony – przyznaje Grzegorz Karczmarz z Urzędu Gminy Serniki. – Zbliżają się też żniwa, a jesteśmy gminą typowo rolniczą, więc w tym czasie też nie spodziewamy się jakiegoś dużego zainteresowania. Chcemy zmienić tę sytuację i zachęcić do szczepień. Pod uwagę bierzemy m.in. konkursy dla młodzieży i spotkania z mieszkańcami, podczas których będą mogli dowiedzieć się wszystkiego na temat szczepień.