Robert Oleniacz, ratownik medyczny, który zasłynął wystąpieniem na lubelskim marszu przeciwników szczepień na Covid-19, nie spoczął na laurach. W ubiegłym tygodniu wystąpił publicznie po raz kolejny, tym razem w Sejmie
Chodzi o posiedzenie parlamentarnego zespołu ds. sanitaryzmu, które odbyło się w ubiegły wtorek. Ratownik powtórzył na nim to, do czego już wcześniej przekonywał podczas marszu w Lublinie. Twierdził m.in., że statystyki covidowe dotyczące zakażeń i zgonów są „naciągane”, a informacje o poważnych niepożądanych odczynach po szczepieniach przeciwko Covid-19 zatajane. Jego zdaniem zgony, których przyczyną może być szczepienie, w ogóle nie są pod tym kątem weryfikowane.
Kto zaprosił – nie wiadomo
Przewodniczącą zespołu jest posłanka PiS Anna Maria Siarkowska. Razem z klubowym kolegą Januszem Kowalskim zasłynęła interwencją w domu dziecka w Nowym Dworze Gdańskim. Ich zdaniem miało tam dojść do zmuszania do szczepień dzieci bez wiedzy i zgody ich prawnych opiekunów. O Siarkowskiej było też głośno, gdy po zwróceniu uwagi przez marszałek Sejmu Elżbietę Witek, by założyła maseczkę, ostentacyjnie wyszła z sali obrad. We wtorek Siarkowska, razem z innymi członkami zespołu ds. sanitaryzmu – , m.in. Sławomirem Zawiślakiem (PiS) z Zamościa – głosowała za odrzuceniem „lex Kaczyński”. Zgodnie z pomysłem władz PiS (projekt ostatecznie przepadł), pracodawca mógłby raz w tygodniu żądać od pracownika okazania wyniku covidowego testu. Za samą odmowę nie byłoby konsekwencji. Jeśli jednak zachorowałby inny pracownik tej firmy, mógłby zażądać odszkodowania od tego, który nie zrobił testu.
Próbowaliśmy się dowiedzieć na czyje zaproszenie Oleniacz przyjechał do Sejmu, a także co przewodnicząca sądzi o jego wypowiedziach. W środę szef biura poselskiego Siarkowskiej poprosił o wysłanie e-mailem pytań w tej sprawie, ale odpowiedzi nie dostaliśmy.
Wczoraj skontaktowaliśmy się z nim ponownie. – Nie będziemy tego komentować – stwierdził. Na pytanie, czy to posłanka zaprosiła ratownika, zaczął podnosić głos twierdząc, że „jest nagabywany”. Zaznaczył też, że na posiedzenie zespołu „teoretycznie ma prawo wejść każdy z ulicy”. Nie odpowiedział jednak, czy za zgodą przewodniczącego i członków zespołu.
Sam Oleniacz nie odbierał wczoraj od nas telefonu.
Nie nobilitować bełkotu
– Uważam, że w demokratycznym kraju konieczne jest dopuszczenie do debaty publicznej w ważnych dla obywateli sprawach, także związanych ze szczepieniami – komentuje poseł PiS z Zamościa Sławomir Zawiślak, członek parlamentarnego zespołu ds. sanitaryzmu. – Jeśli ktoś ma świadectwa, dane istotne dla takich spraw, to ma prawo publicznie o nich mówić i zakładam, że bierze za nie odpowiedzialność.
Przypomnijmy, że ratownik podczas lubelskiego „Marszu dla Wolności” wystąpił w służbowym stroju. Przekonywał, że testy na koronawirusa „pokazują bzdury”, a statystyki covidowe są zawyżane. Twierdził też, że szpital tymczasowy w Lublinie był celowo „zapychany” pacjentami przed wizytą premiera Mateusza Morawieckiego i ministra zdrowia Adama Niedzielskiego w Lublinie (mimo że takiej wspólnej wizyty nigdy nie było). Stracił przez to pracę w szpitalu w Lubartowie, a dyrekcja placówki ostro skrytykowała jego wypowiedzi.
– Jestem zdumiony postawą osób, którym wyborcy powierzyli mandat, że promują tak absurdalne wypowiedzi oparte na kłamstwie, a nie naukowych dowodach. Uwiarygadniają takich „ekspertów” zapraszając ich do Sejmu – powiedział Dziennikowi Lech Sprawka, wojewoda lubelski.
Zapytaliśmy posła Zawiślaka, co sądzi o wypowiedziach ratownika zarówno w Sejmie jak i podczas marszu przeciwników przymusowych szczepień przeciwko Covid-19 i segregacji sanitarnej. – Każdy, kto tego słuchał, wyciągnie własne wnioski – uciął Zawiślak. Nie chciał jednak powiedzieć, jakie są jego własne wnioski po wystąpieniu ratownika. Stwierdził tylko, że jest za wolnością wyboru i przeciwko zmuszaniu do szczepień, bo to indywidualna sprawa każdego człowieka.
Czy po wypowiedziach ratownika o celowym „zapychaniu szpitala tymczasowego pacjentami z SPSK1” zostaną podjęte kroki prawne? – Trudno polemizować z takim bełkotem, tym bardziej na drodze prawnej. To przyniosłoby jeszcze odwrotny skutek i zrobiłoby z niego męczennika – tłumaczy wojewoda.