Duży popyt na całe auta i części zamienne, przede wszystkim zaś baterie, oraz kiepskie w przypadku niektórych "japończyków" zabezpieczenia antykradzieżowe sprawiają, że złodzieje coraz częściej obierają za cel samochody elektryczne.
Jak tłumaczą eksperci, naturalną konsekwencją rosnącej popularności "wtyczkowozów" jest rosnąca liczba aut wymagających wymiany komponentów, a spośród nich najdroższy jest zdecydowanie akumulator trakcyjny, popularnie zwany baterią. Jego koszt stanowi nawet 30 procent wartości całego samochodu, więc "upłynnić" go można bez problemu jako używaną część zamienną.
Baterie nadają się zresztą do szeregu innych zastosowań - na terenach działań wojennych i wszędzie tam, gdzie brak prądu z sieci, używa się ich jako gigantycznych powerbanków. Wreszcie - co zakrawa na paradoks - klientami złodziei bywają... operujące w UE firmy recyklingowe, które odzyskują z baterii cenne materiały używane potem do produkcji nowych akumulatorów.