Aż 8 godzin musieli dzisiaj czekać na przekroczenie niemiecko-polskiej granicy turyści wracający z Monachium.
– Organizacja zerowa, chaos, każdy mówi co innego – denerwuje się jeden z turystów z Lublina, który wracał autokarem z Monachium do Warszawy.
Tak wyglądał drugi etap podróży turystów, którzy wypoczywali z jednym z biur podróży w Emiratach Arabskich i wczoraj w nocy przylecieli z Dubaju do Monachium. – Kiedy wylądowaliśmy w Monachium autokar już na nas czekał. Wszystko szło dobrze, do momentu kiedy tuż przed godz. 4 nad ranem dojechaliśmy do przejścia granicznego w Olszynie – opowiada turysta. – Dojechaliśmy do tabliczki z napisem Polen 1 km i tam się zatrzymaliśmy. Ten jeden kilometr do mostu na Nysie zajął nam, nie przesadzając aż 6 godzin! Przesuwaliśmy się co kilkadziesiąt metrów. Ludziom w końcu zaczęły puszczać nerwy. W kolejce czekało ponad sto autokarów – dodaje nasz rozmówca.
Cześć pasażerów poszła sprawdzić dlaczego tyle to trwa. – Za mostem stało dwóch strażaków w kombinezonach ochronnych, którzy mierzyli temperaturę osobom przekraczającym granicę, był też jeden funkcjonariusz straży granicznej i dwóch policjantów. – Niestety niewiele się dowiedzieli, każdy rozkładał ręce. W międzyczasie policja zarządziła, że musimy przepuścić ciężarówkę, która jechała z Holandii z żywym drobiem. To dolało tylko oliwy do ognia, zaczęła się straszna awantura, zaczęli wychodzić pasażerowie z innych autokarów – opowiada turysta. – Na pokładzie mieliśmy małe, około roczne dzieci, było też sporo starszych osób, trudno było to wytrzymać. W końcu przepuścili nas specjalnie stworzonym pasem między ciężarówkami, a straż graniczna odebrała od nas kartki z danymi, w których trzeba było wskazać m.in. adres, pod w którym będzie się odbywać kwarantannę.
Jak relacjonuje nasz rozmówca, na granicy panował chaos organizacyjny. – Tak naprawdę nikt nic nie wiedział. Funkcjonariusz Straży Granicznej nie potrafił odpowiedzieć mi nawet na pytanie czy dzisiaj juz zaczyna się moja kwarantanna czy te dwa tygodnie liczą się od następnego dnia. A dla mnie to ogromna różnica kiedy będę mógł wyjść z domu, zwłaszcza, że za złamanie kwarantanny grozi mandat w wysokości 5 tys. zł – oburza się nasz rozmówca. – Co ciekawe, kiedy niedawno byłem w Indiach, na niedużym porcie lotniczym w Kerali zmierzenie temperatury i odebranie dokumentów zajęło kwadrans, w Polsce trzeba było czekać 8 godzin. Trudno tu mówić o jakichkolwiek standardach.
– Ludzie nie mają pretensji do biura podróży, ale do rządu, który nie uprzedził biur podróży o ewentualności zamknięcia granic i rozważeniu w związku z tym wysyłania turystów za granicę – zwraca uwagę nasz rozmówca. – Biuro nie miało też wystarczająco dużo czasu, żeby ściągnąć wszystkich do kraju. Stąd nie wszyscy zdążyli wrócić samolotem, część musiała wracać dwuetapowo samolotem i autokarem, co zamiast sześciu godzin, bo tyle zająłby lot, zajęło ponad 30 godzin.