Dwa dni przyjaciele i bliscy poszukiwali Alesia Dzianisau, muzyka i wokalisty śpiewającej na przekór władzom grupy Dzieciuki z Grodna na Białorusi. Grupa, ze względu na treść piosenek, częściej występuje w Polsce niż w ojczyźnie. Artysta ma stanąć przed sądem i odpowiadać za chuligaństwo.
– Został pobity i aresztowany – mówi Dziennikowi Piotr Dudanowicz, organizator ostatniej trasy koncertowej Dzieciuków w Polsce. – Milicja nie chciała nawet powiedzieć, w którym areszcie przebywa, więc nie mogliśmy zorganizować pomocy lekarskiej i prawnej. Nikt nie jest też dopuszczany do zatrzymanych, więc trudno nawet powiedzieć, co się z nimi dzieje.
Na Białorusi od niedzieli nie funkcjonuje normalnie internet. To zamierzone działanie władz, które wyciągnęły doświadczenia z ukraińskiej pomarańczowej rewolucji. Tam podstawowym kanałem informacji i łączności opozycji były komunikatory internetowe. W kraju rządzą teraz tak naprawdę siły specjalne i milicjanci, którzy bardzo brutalnie traktują każdego, kogo spotkają na ulicy.
– Służby używają siły bez żadnego powodu. Są bardzo brutalni. Aresztowane są całe grupy ludzi – mówi Dziennikowi Dudanowicz. – Aleś został pobity i zabrany z ulicy, gdy wracał rowerem ze spotkania z adwokatem. Zespół wynajął go, żeby reprezentował aresztowanego kilka godzin wcześniej innego muzyka tej grupy.
Muzyk, któremu chciał pomóc Dzianisau, został aresztowany kilka godzin wcześniej. Wystarczyło, że schronił się przed deszczem pod mostem. Było z nim kilka osób. Milicja potraktowało to jak zbiegowisko i pobiła i aresztowała wszystkich. Dopiero dziś mężczyzna został zwolniony z aresztu. Ma zapłacić mandat: 270 rubli białoruskich (około 500 zł).
Trzeci z muzyków Dzieciuków, który ucierpiał w zamieszkach na Białorusi, był obserwatorem ze strony opozycji w lokalu wyborczym. Też został pobity. Ma złamaną w kilku miejscach szczękę.
Dzieciuki to założony w 2012 roku zespół punk-folkowy. Śpiewa o dziejach Białorusi innej niż ta z oficjalnych podręczników.