Delegacja z Puław była pierwszą cywilną grupą z Polski która została wpuszczona na miejsce katastrofy prezydenckiego Tupolewa.
– Cel naszej wizyty był zupełnie inny, ale na wieść o katastrofie zweryfikowaliśmy plany. Musieliśmy tam być, złożyć hołd, pomodlić się. Dzięki pomocy polskich prokuratorów wojskowych pracujących na miejscu tragedii oraz naszej ambasady w Moskwie udało nam się dostać na smoleńskie lotnisko. Gdy zaczęliśmy odmawiać różaniec nasze modlitwy mieszały się z warkotem pracującego spychacza. Tam nadal trwają prace, widoczne są skutki katastrofy. To przeżycie nie do opisania. To jak mistyczne przeżycie duchowe – mówi łamiącym się głosem Ignacy Czeżyk.
Smoleńsk, czarne skrzynki: Piloci wiedzieli, że mają tylko kilka sekund
•Rosjanie?
– Obserwowałem ich. Okazywali nam na każdym kroku głębokie uczucie. To biło z ich twarzy. Ludzie, prości ludzie, płakali razem z nami. Przychodzą tam cały czas, przynoszą świece, wieńce, modlą się. Po tym zdarzeniu coś się zmieniło w nas wszystkich. Do naszej grupy dołączyli polscy i rosyjscy dziennikarze, wspólnie odmawialiśmy różaniec, a w tle ten spychacz… – mówi puławianin.
Smoleńsk: Katastrofa samolotu Tu 154. Prezydent Lech Kaczyński był na pokładzie. Nikt nie przeżył
• Miejsce katastrofy?
– Przeszliśmy przez nie. Pokonaliśmy całą tą trasę od miejsca, w którym samolot obniżył lot. Widzieliśmy drzewa, o które zahaczył, wreszcie miejsce jego upadku. To straszne przeżycie. Tam wciąż są wyraźne ślady. Nasi wojskowi w polowych mundurach z biało-czerwonymi opaskami na ramionach pracują non stop. We wszystkim pomagają im rosyjscy koledzy. Byłem dumny gdy na nich patrzyłem. Mieszkaliśmy w tym samym motelu w którym zatrzymali się prokuratorzy, rozmawialiśmy z nimi…