„Szpiegowo”, czyli jedno z najbardziej tajemniczych osiedli w stolicy, zostało w poniedziałek odebrane Federacji Rosyjskiej. Do czego przez lata służył kompleks i w jakim jest teraz stanie?
Rano, przed wejściem komornika do zajmowanego przez Federację Rosyjską kompleksu mieszkalnego przy ulicy Sobieskiego, stał szpaler ochroniarzy. Po godz. 9, w asyście policji, nastąpiło przejęcie nieruchomości. Polskie władze walczyły o to blisko 30 lat.
Zakład fryzjerski, kino, sauny
Ogrodzone wysokim płotem i drutem kolczastym osiedle rozpalało wyobraźnie mieszkańców Warszawy, którzy potocznie nazywali obiekt „Szpiegowem”.
Kiedy kilka dni temu pojawiliśmy się tam z kamerą, okazało się, że z pozoru opuszczony zespół budynków cały czas jest strzeżony. Strażnik nie wpuścił nas jednak do środka, nie chciał też rozmawiać.
- Miejsce jest opuszczone od dawna, ale przez wiele lat coś się w piwnicach wieczorami działo – mówi pan Adam, mieszkaniec okolicy. - Kiedyś zaprosili mnie na Sylwestra, ale nie poszłam, wszyscy wiedzieli, że Rosjanie z ambasady związani są z KGB – wspomina pani Ewa, mieszkanka okolicy.
Przez wiele lat „Szpiegowo” było celem wypraw miłośników zwiedzania opuszczonych miejsc. - Przed płotem rosły drzewa. W ten sposób można było łatwo wejść do środka. Po publikacji naszego materiału w sieci, drzewa zostały ścięte – opowiada Marek Słodkowski z Urbex Polska. I dodaje: - Kiedy weszliśmy do środka okazało się, że nie były to tylko mieszkania, ale miasteczko w miasteczku. Był tam zakład fryzjerski, sala kinowa, sala gimnastyczna, sauny. W zakładzie
fryzjerskim leżał sprzęt, tak jak ktoś go zostawił. Na ścianie był kalendarz, który pokazywał konkretną datę. Kalendarz pochodził z 1998 roku.
- To było osiedle VIP-owskie. Była tam też dobra restauracja – sprzedawali chałwy, czekoladki. Raz z kolegami udało nam się przejść przez płot, ale Ruscy nas pogonili. To było dla tych, którzy tam mieszkali – wspomina Piotr Rudowski, mieszkaniec okolicy.
Historia
Luksusowe osiedle zostało zbudowane w drugiej połowie lat 70-tych ubiegłego wieku. Mieszkali w nim radzieccy dyplomaci ze swoimi rodzinami, pracownicy ambasady i przedstawiciele handlowi. Kompleks zaprojektowany został jednak przez polskich architektów. - To było projektowane z udziałem konsultantów z Rosji i pod ich potrzeby – precyzuje Janusz Owsiany, varsavianista ze Stowarzyszenia „Monopol Warszawski”. I opowiada: - Osiedle miało oddzielne zasilanie w prąd i ciepło. Oddzielny był system oczyszczania wody. To było zaplecze operacyjne, gospodarcze, ale myślę, że też strategiczne Rosji w Warszawie.
- Budynek jest bardzo skomplikowany, jeśli chodzi o podziemia, rozstawienie korytarzy, tunele techniczne. Wszystko jest ze sobą powiązane i połączone – uzupełnia Marek Słodkowski. Jedna z legend mówi o tym, że w budynku umieszczono sprzęt do podsłuchiwania i nagrywania rozmów.
- Owszem, znaleźliśmy centralę telefoniczną, imponującą. Ale nie znalazłem pomieszczenia, które wskazywało na to, że kompleks był używany do celów szpiegowskich. Jest duża szansa, że takie pomieszczenie istnieje, ale zostało zamurowane – zastanawia się Słodkowski.
Klub
Choć po upadku PRL-u kompleks opustoszał, to jeszcze blisko 10 lat temu funkcjonował w nim klub. Nie był on jednak stale otwarty. Wielokrotnie organizowała w nim przyjęcia pani Alena, Rosjanka, której mąż przez kilka lat pracował w Polsce w jednym z banków. Numer telefonu do menadżera lokalu kobieta dostała on znajomego, którego ojciec był korespondentem jednej z rosyjskich gazet, blisko związanym z ambasadą tego kraju.
- Nikt nie żądał od nas paszportu, czy hasła. W naszej grupie znajomych byli ludzie różnych narodowości. Nie tylko Rosjanie, ale również Ukraińcy, Białorusini i Polacy – opowiada pani Alena. Wcześniej trzeba było mieć jednak odpowiednie numery telefonów i znajomości. - Z racji, że budynek należał do Federacji Rosyjskiej był zamknięty dla przypadkowych osób – przyznaje pani Alena. I dodaje: - Sam klub nie był elegancki, wnętrza były staromodne. Podawana była tam typowo rosyjska kuchnia - rosyjskie pierogi, sałatka z buraka, śledzie, wódka. Nie było zbyt dużego wyboru.
7 milionów długu
Jak przywołuje Janusz Owsiany, Rosjanie korzystając z budynku, kierowali się „jedną, żelazną zasadą”. - Nie płacili za używanie tych obiektów i za media. Kwoty zaległości szły w miliony – zwraca uwagę varsavianista.
Przez lata przymykano na to oczy, by nie wywołać konfliktu dyplomatycznego. - Mieliśmy interesy z Rosją. Rozmaite gazociągi, importowaliśmy ropę. Każda nasza akcja przeciw Rosji mogła skutkować tym, że przymkną gaz – mówi Owsiany.
W 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał Federacji Rosyjskiej wydanie kompleksu miastu Warszawie i spłatę ponad 7 milionów złotych należności. Na początku marca, w świetle rosyjskiej agresji w Ukrainie, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, zadeklarował koniec pobłażliwości dla Rosjan w tej sprawie, sfinalizowanie przejęcia „Szpiegowa” i osiedlenie tam uchodźców z Ukrainy.
Remont
W poniedziałek, na miejscu obecny był ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca, który poinformował, że złożył już w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych notę dyplomatyczną. - O tym, że jesteśmy zainteresowani długoterminową dzierżawą całego obiektu. Budynek wymaga jednak dużo pracy, jest zaniedbany. Trochę się temu dziwię, bo Rosja nie dbała o swoją własność – mówi Deszczyca.
O ocenę stanu technicznego budynków poprosiliśmy specjalistę z branży budowlanej. - Wszystkie instalacje - elektryczne, teletechniczne, wod.-kan., CO, uważam, że należałoby wymienić, bo budynek jest od ponad 20 lat nieużytkowany – mówi Mariusz Dudek, właściciel firmy remontowo-budowlanej DECOTEL. I zaznacza: - Żeby doprowadzić budynek do jakiegokolwiek użytku trzeba 6-8 miesięcy. I to jest minimum. Tego nie przeskoczymy, oddanie tego na już jest nierealne.
Okoliczni mieszkańcy z zadowoleniem przyjęli decyzję o przejęciu budynku i planach użyczenia go uchodźcom z Ukrainy. - Byłaby jakaś sprawiedliwość dziejowa i obciążyłbym jeszcze rosyjską ambasadę kosztami remontu – mówi jeden z mieszkańców okolicy.