Ciało matki sześciorga dzieci znaleziono w zaroślach kilka kilometrów od domu. Policja zatrzymała podejrzanego o zbrodnię, ale niewykluczone, że wkrótce wyjdzie na wolność. Czy sprawa może mieć drugie dno?
21 maja policjanci dostali zgłoszenie o zaginięciu kobiety. W poszukiwania zaangażowanych było kilkadziesiąt osób. Przeszukano posesję, budynki gospodarcze, a także teren w promieniu dwóch kilometrów od domu zaginionej. Te działania nie przyniosły efektów. Następnego dnia znaleziono ciało kobiety.
- W godzinach wieczornych otrzymaliśmy zgłoszenie od osoby, która wyszła na spacer z psem i znalazła zwłoki. Zaginioną znaleziono około 4 kilometry od miejsca, gdzie mieszkała – mówi asp. sztab. Magdalena Zielke z Komendy Powiatowej Policji w Lęborku.
- Ze wstępnych ustaleń wynika, że do jej śmierci doszło przez uduszenie. W tej bulwersującej sprawie zarzut zabójstwa swojej żony został przedstawiony Rene P. Podejrzany nie przyznał się do zarzucanego mu przestępstwa. To obywatel Holandii, który od wielu lat mieszka na terenie Polski, gdzie prowadzi duże gospodarstwo rolne – mówi Paweł Wnuk z Prokuratury Okręgowej w Słupsku.
Mężczyzna został tymczasowo aresztowany. W domu, bez ojca i bez matki, pozostało sześcioro rodzeństwa. Dziećmi zaopiekowali się dziadkowie z Holandii.
Rodzice Renego P. nie mogą się pogodzić z tym, że ich syn może być podejrzany o zamordowanie żony. Nie zdecydowali się na rozmowę z naszym reporterem. O holenderskim rolniku opowiedział nam jego przyjaciel.
- Poznałem go mniej więcej rok temu. W moim odczuciu jest bardzo dobrym rolnikiem i bardzo dobrym człowiekiem. Jest kulturalny, elegancki, nie podnosi głosu. Jest wyważony, nie można było spodziewać się z jego strony niekontrolowanej reakcji, myślę, że tak samo zachowywał się w domu. Bardzo często przyjeżdżał do mnie traktorem z dziećmi w kabinie, widać było, że bardzo je kocha – mówi Cezary Miłosz, przyjaciel Renego P.
Najbliższa rodzina zamordowanej, nie chciała opowiadać o związku Barbary z Rene. Krótko o kobiecie opowiedział daleki jej krewny, chciał jednak zachować anonimowość.
- Ona udzielała się w kościele. Była religijna. On jest niewierzący. Ale w kościele z dziećmi też siedział na chórze. Ona była bardzo wymagająca dla dzieci. One nie miały własnych telefonów. Po szkole szły do roboty.
Przyjaciel Renego P. potwierdza, że dzieci były trzymane krótko.
- Nie było jasnych zasad w karaniu, czy też nagradzaniu. Mówił, że jeżeli jedno dziecko coś przeskrobie pozostałe też muszą otrzymać karę, cierpieć. Powiedział, że nie układa mu się w małżeństwie. Im lepiej mu się powodzi, czyli ma więcej pracy i pieniędzy, to wtedy ona jest dla niego gorsza – mówi Cezary Miłosz.
- Rene bardzo kocha swoje dzieci. Zawsze chciał spokojnie żyć z żoną. Zawsze wiedział, że dzieci potrzebują taty i mamy. I cały czas szukał jakiegoś dobrego rozwiązania – mówi znajoma Rene P.
Rene P. zwrócił się z prośbą o pomoc do ośrodka pomocy społecznej. - Ze względu na narastające trudności w porozumieniu się doszło do sytuacji dużego kryzysu w rodzinie, który doprowadził do sytuacji założenia „niebieskiej karty” – mówi Elżbieta Kowalczyk z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowej Wsi Lęborskiej.
Chodziło o przemoc?
- Tak. Doszło do sytuacji trudnej jeśli chodzi o rodzica i dziecko. Po stronie drugiego współmałżonka było zgłoszenie. Była tam wizyta policji – mówi Kowalczyk.
Osobą, która stosowała przemoc była zmarła?
- Między innymi – przyznaje Kowalczyk.
- Z racji założenia „niebieskiej karty” i zaangażowania się gminnego ośrodka pomocy społecznej, jako małżonkowie zostali zobowiązani do tego, żeby odbyć terapię. Rene opowiadał, że nie przyniosło to żadnego skutku, bo ona grała. Grała bardzo dobrą żonę, miłą kobietę, nie rozumiejącą po co poszli do psychologa – mówi Cezary Miłosz.
Kryzys w związku pogłębiał się. Do rozbieżności związanych z wychowaniem dzieci, doszły kolejne, dotyczące gospodarowania wspólnymi pieniędzmi z rolniczej działalności.
Cezary Miłosz nie wierzy, że jego kolega popełnił takie przestępstwo.
- Niemożliwe, żeby to zrobił. To nie on. Rozmawiałem z jego pracownikiem. Tego dnia, wcześnie rano wybrali się poza miasto obejrzeć jakąś maszynę rolniczą – mówi Miłosz i dodaje: Moim zdaniem sprawa ma drugie dno.