(Yad Vashem)
Jerzy Kluger, najbliższy żydowski przyjaciel Karola Wojtyły, późniejszego papieża Jana Pawła II, nie żyje. Zmarł ostatniego dnia minionego roku w szpitalu Świętego Kamila w rzymskim Lazio. Wczoraj został pochowany w żydowskiej części cmentarza Campo Verano.
Ministrant jeszcze bardziej zaszokował lokalną społeczność, kiedy z okazji wizyty w Wadowicach znanego kantora, został zaproszony do synagogi by słuchać jego pieśni. Siedzący obok Jurek tłumaczył mu treść.
Jurka i Lolka rozłączyła dopiero matura. Pierwszy poszedł na Politechnikę Warszawską, gdzie został jednym z... sześciu przyjętych tam żydowskich studentów. Drugi – na Uniwersytet Jagielloński w Krakowie.
Kiedy wybuchła wojna, Klugerowie trafili do Lwowa. Latem 1940 roku zostali zapakowani przez Sowietów do pociągu, z którego wysiedli po 17 dniach w sercu tajgi. Pracowali przy jej wyrębie aż do sformowania armii Andersa, do której Jurek natychmiast wstąpił.
Przeszedł z nią cały szlak bojowy. W Egipcie poznał piękną Irlandkę Irenę White, kaprala armii brytyjskiej i... szofera ciężarówki dostarczającej na front amunicję. Pobrali się niebawem. Potem razem walczyli, choć nie koniecznie na tych samych polach bitewnych.
Kluger zdobywał Monte Casino. Był z tego dumny do końca życia. Kampanię zakończył w stopniu podporucznika. Dwukrotnie honorowano go Krzyżem Walecznych.
Po wojnie Irena zabrał Jerzego do Anglii. Na University of Nottingham zdobył dyplom inżynierski. Zaraz potem, w 1950 roku wyjechali do Włoch. Kluger studiował na politechnice w Turynie. Ostatecznie w 1954 roku trafili do Rzymu, gdzie wspólnie ze swoim przyjacielem Kurtem Rosenbergiem z Bielska założyli firmę.
W 1965 roku Kluger usłyszał w radiu, że na sobór przybył z Polski do Watykanu niezwykle inteligentny arcybiskup Karol Wojtyła, którego wystąpienia zwracają wielką uwagę. Natychmiast postanowił go spotkać. Kiedy przy powitaniu zwrócił się do polskiego hierarchy: "Wasza Ekscelencjo”, ten natychmiast zareagował: "Jurek, bez wygłupów. Mów mi Lolek, tak ja dawniej...”. Pozostali w kontakcie. Spotykali się podczas każdej wizyty Wojtyły w Rzymie.
Wiadomość o wyborze Lolka na papieża zastała Jurka u dentysty. Kiedy natychmiast pochwalił się lekarzowi, że na czele Kościoła będzie stał jago kolega, ten odpowiedział : " To świetna nowina. Powinien cię zrobić... arcybiskupem!”.
Kluger nie został arcybiskupem, stał się natomiast ważną osobą papieskiego otoczenia, z którą szczerze i bez jakichkolwiek ograniczeń mógł rozmawiać o sprawach katolicko-żydowskich i potrzebie pchnięcia ich na nowe tory. Jako zaufany przyjaciel papieża i jako Żyd mógł dla tego uczynić więcej niż zawodowi dyplomaci. Szybko stał się nieoficjalnym wysłannikiem Watykanu.
To on doprowadził m.in. do bezprecedensowej wizyty Jana Pawła II w rzymskiej synagodze w kwietniu 1986 roku. Pierwszy papież w dziejach odwiedzający żydowską świątynię rozpoczął od oświadczenia, że dla niego osobiście nie jest to pierwsza wizyta w takim miejscu. Opowiedział historię zaproszenia go w 1936 roku do wadowickiej synagogi przez Wilhelma Klugera. Zgromadzeni zareagowali entuzjastycznie.
Witający go tam inny polski krajanin, Eli Zborowski, przewodniczący International Society for Yad Vashem i wiceprezes Światowej Federacji Żydów Polskich wspomina:
- To było niesamowite i pełne niezwykłych emocji wydarzenie. Nie tylko ze względu na symbolikę miejsca, nie tylko na fakt, że polski papież oddał hołd sześciu milionom pomordowanych w Holocauście Żydów, także i dlatego, że wielu witających go rozmawiało z nim po polsku. Widać było, jak wiele nas Polaków i Żydów w tym miejscu i tej chwili łączy, jak jesteśmy sobie bliscy... Fakt, że papież zabrał ze sobą swego przyjaciela Jerzego Klugera miał specjalną wymowę.
Ostatni raz Jerzy Kluger widział swego przyjaciela na kilka dni przed jego śmiercią. Był na uroczystościach pogrzebowych Jana Pawła II. Przeżywał to niezwykle osobiście. Znajomi wspominają, że mówił, że chciałby szybko do Lolka dołączyć.
Nim to nastąpiło, Jerzy Kluger popadł w ciężką chorobę. Cierpiał na Alzheimera zabierającego mu pamięć wielkiej przyjaźni z wielkim człowiekiem. Dołączył do niego 31 grudnia 2011 roku.
Jerzy Kluger chciał też pozostawić po sobie jakiś ślad w Polsce. W Nałęczowie. Przemówiła do niego idea wybudowania tam nowoczesnego szpitala i sanatorium kardiologicznego, który miałby się stać pomnikiem pamięci polskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, którzy narażali lub poświęcili życie ratując podczas mroków Holocaustu Żydów, "swych starszych braci w wierze”.