Plutonowy Marcin Poręba nie żyje, pięciu innych żołnierzy jest rannych. To żniwo miny pułapki, która w piątek wybuchła pod rosomakiem. Najbliższa rodzina i sąsiedzi z miejscowości Szczecyn koło Gościeradowa pogrążeni są w żałobie. - Pojechał, bo musiał. Nie dlatego, że chciał - mówi jego brat.
32-letni saper zginął w piątek . Do tragedii doszło w pobliżu polskiej bazy Giro. Pod pojazdem typu Rosomak, którym jechali Polacy eksplodował ładunek wybuchowy domowej roboty. Polski konwój został zaatakowany ok. godz. 15.30 czasu polskiego; wracał do bazy Giro z Ghzani.
Marcin był najstarszy z trzech braci, ma też trzy siostry. Osierocił 7-letniego syna. Rodzina nie możę uwierzyć w to, co się stało.
- Pojechał, bo musiał. Nie dlatego, że chciał - mówi brat Rafał Poręba.
Marcin służył w V pułku inżynieryjnym w Szczecinie.
- Fantastyczny człowiek, wspaniały kolega - wspomina mjr Zbigniew Kosztowny ze szczecińskiej jednostki.
Czterej ranni w tym wypadku żołnierze pochodzą z Bielska Białej, ich stan określa się jako lekki i średni. U piątego - snajpera ze Szczecina - stwierdzono szok pourazowy.
Marcin Poręba to jedenasty Polak, który zginął w Afganistanie. Zostanie pochowany na cmentarzu w pobliżu w pobliżu rodzinnej miejscowości.