64-letni mężczyzna siedział na tylnym siedzeniu samochodu, kiedy został trafiony w głowę z broni palnej. Strzelec tłumaczył śledczym, że się potknął, a myśliwski sztucer wystrzelił przez przypadek.
W piątek czwórka kolegów wybrała się na polowanie w miejscowości Piaski Szlacheckie (pow. krasnostawski). Śmiertelny strzał padł po godz. 22. 64-letni mężczyzna siedział wówczas na tylnej kanapie auta, którym dotarli na miejsce. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Zamościu.
– Niekontrolowany strzał w kierunku siedzącego w samochodzie pasażera miał paść z zewnątrz pojazdu. Spowodowało to u pokrzywdzonego obrażenia głowy skutkujące jego zgonem – mówi Dziennikowi prokurator Agnieszka Konstantynowicz z Prokuratury Rejonowej w Zamościu.
49-letni strzelec jest myśliwym. Badanie alkomatem wykazało, że był trzeźwy, czego nie można powiedzieć o dwójce jego kompanów, mężczyzn w wieku około 50-60 lat. Cała trójka została zatrzymana, a po przeprowadzeniu odpowiednich czynności zwolniona do domów. Strzelec usłyszał w niedzielę zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci, za co grozi od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Jego znajomi zostali pouczeni.
Na piątek zaplanowano sekcję zwłok 64-latka. Powołani zostaną również biegli z zakresu balistyki. To wszystko ma pomóc w ustaleniu dokładnych okoliczności tego zdarzenia.
Jak myśliwy tłumaczył się śledczym ze śmiertelnego postrzelenia kolegi?
– Miał oddać strzał w kierunku zwierzęcia, jednak broń wypaliła nie w tym kierunku, w którym zamierzał strzelić. Jak doszło do tego zdarzenia ma wykazać śledztwo prowadzone w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci – tłumaczy prokurator Konstantynowicz.
Na zdjęciach, udostępnionych przez lubelską policję, widać też, że auto, którym przyjechali mężczyźni było uszkodzone. Mowa o wgnieceniu drzwi od strony kierowcy. Widać też plandekę zarzuconą na tył pojazdu. Prokurator twierdzi, że plandeka ma związek ze sprawą.
Wiadomo, że 49-latek miał pozwolenie na broń. Prokuratura sprawdza jednak, czy odstrzał był zgłoszony. Jak powiedział nam Mirosław Sawicki, chełmski łowczy okręgowy, w miejscowości Piaski Szlacheckie myśliwy był tego dnia wpisany w książce polowań.
O sprawie wie już zarząd główny Polskiego Związku Łowieckiego oraz rzecznik dyscyplinarny. Będzie prowadzone postępowanie wyjaśniające, kiedy znane będą już wszystkie okoliczności zdarzenia.
To nie pierwszy przypadek w naszym regionie, kiedy polowanie wymyka się spod kontroli. Ciągle nie zakończyła się sprawa Dariusza Ch., byłego policjanta i myśliwego, który w listopadzie 2020 roku w Kluczkowicach (pow. opolski) zastrzelił w sadzie 16-letniego Imanalego z Kazachstanu, bo wziął go za dzika. W lutym b.r. Sąd Okręgowy w Lublinie skazał go na 6 lat więzienia. Sprawa ponownie trafi na wokandę, bo zdaniem skazanego wyrok jest zbyt dotkliwy, z kolei prokuratura domaga się surowszej kary.
W kwietniu tego roku tomaszowski sąd skazał Wiesława Ś. na 3 lata więzienia za śmiertelne postrzelenie psa w miejscowości Tarnawatka-Tartak (pow. tomaszowski). Myśliwy tłumaczył, że pomylił psa z lisem.