Zbrodnia Michael Karkoc, pseudonim Wołk, który wydał rozkaz pacyfikacji wsi Chłaniów i Kolonia Władysławina pod Krasnymstawem, nie stanie przed sądem. Zmarł w wieku 100 lat w USA. – Można powiedzieć, że uciekł sprawiedliwości – mówią mieszkańcy wsi, gdzie pamięć zbrodni z 1944 roku wciąż jest żywa
Wołk (niem. Wolf) w trakcie II wojny światowej dowodził 2. kompanią Ukraińskiego Legionu Samoobrony, czyli dobrze uzbrojonej ochotniczej jednostki ściśle współpracującej z SS. W lipcu 1944 r., w trakcie przejścia oddziału w kierunku Warszawy, ostrzelali go polscy partyzanci. W odwecie Wołk podjął decyzję o pacyfikacji pobliskich wsi. Wybór padł na Chłaniów oraz Kolonię Władysławina (pow. krasnostawski). Przed atakiem zapowiedział swoim podwładnym, że „nikt nie może wyjść żywy”.
Ukraińcy i Niemcy zamordowali wtedy 44 Polaków, w tym kobiety i dzieci oraz zrabowali ich majątek. Zbrodnia została potwierdzona m.in. w oparciu o zeznania członków ULS składanych przed polskim sądem.
Z zachowanych dokumentów wynika, że Karkoc odebrał ostatni żołd 8 stycznia 1945 w Krakowie. Potem zniknął. W 2013 r. na jego trop wpadł Stephen Ankier, który zajmuje się tropieniem nazistów. Okazało się, że Ukrainiec po wojnie wystąpił o przyznanie obywatelstwa Niemiec, a potem USA. Wyjechał do Stanów, zamieszkał w Minneapolis. Pracował jako stolarz. Czynnie uczestniczył też w diasporze ukraińskiej.
IPN wystąpił o ekstradycję Michaela Karkoca. – Ostatnią informację otrzymaliśmy we wrześniu ubiegłego roku. Strona amerykańska informowała nas wtedy o tym, że powołano biegłych lekarzy, którzy mają ustalić, czy ze względu na stan zdrowia mężczyzny jest to możliwe – mówi prokurator Jacek Nowakowski, naczelnik lubelskiego oddziału Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu IPN.
Tymczasem, jak podaje agencja Associated Press, 100-letni Michael Karkoc zmarł 14 grudnia 2019 roku i został pochowany pięć dni później na cmentarzu Hillside w Minneapolis, obok swojej żony, Nadii Karkoc.
Pogrzeb był cichy. W lokalnej prasie nie pojawił się żaden nekrolog.
– Można powiedzieć, że uciekł sprawiedliwości – podsumowuje Maria Warda, sołtys Chłaniowa. – U nas sprawa tamtej zbrodni wciąż jest żywa. Co roku 22 lipca w kościele i na cmentarzu odbywają się duże uroczystości poświęcone ofiarom tamtych wydarzeń. Nic dziwnego, że także sprawa ekstradycji Wołka była u nas bacznie śledzona. Zdania były jednak różne. Niektórzy chcieli, by trafił przed sąd. Inni mówili, że jest już za stary, by rzeczywiście odczuć jakąkolwiek karę. Stało się, jak się stało.
– Sprawa Michaela Karkoca była jedyną dotyczącą zbrodniarza wojennego, o którego ekstradycję wystąpiliśmy – przyznaje prokurator Nowakowski. – Ustaliliśmy też dane innych osób, obywateli Niemiec i Austrii. To żyjący jeszcze strażnicy obozowi. Mowa o trzech strażnikach obozu Mauthausen i dwóch obozu na Majdanku. W tych sprawach prowadzone są już postępowania w krajach, w których mieszkają. Czekamy na ich zakończenie. Od ich wyniku będą zależne nasze dalsze kroki.
Strażnicy, o których mowa, w latach 40 ubiegłego wieku mieli od 20 do 30 lat.