Domy zmieniają się w szkoły, bo od poniedziałku w sposób zdalny uczą się już wszyscy uczniowie. Także ci najmłodsi z klas I – III szkół podstawowych. E-lekcje odbywać będą się co najmniej do końca listopada. Taki system nauki jednych cieszy, a innych martwi.
Uczniowie starszych klas szkół podstawowych oraz szkół średnich zdalnie uczą się już od 24 października. W poniedziałek dołączy do nich około 1,1 mln uczniów klas I-III szkół podstawowych. Szykując się do zmian systemu pracy wiele placówek poświęciło czas na przygotowanie maluchów do nowego dla nich sposobu pracy. Skupiło się też na budowaniu więzi między dziećmi a szkołą.
W Publicznej Szkole Podstawowej nr 5 w Krasnymstawie im. Orląt Lwowskich w piątek zorganizowano ślubowanie pierwszoklasistów. W uroczystości z powodu pandemii nie mogli uczestniczyć rodzice ani goście, ale ci pierwsi osłodzili ten dzień fundując dzieciom wyjątkowy tort.
- Zdalna nauka tak małych dzieci bez zaangażowania rodziców nie jest możliwa – mówi nauczycielka nauczania początkowego jednej ze szkół na lubelskim Czechowie. – To oni będą musieli wspierać maluchy, sprawdzać ich zaangażowanie, ale przede wszystkim pomagać w zalogowaniu się na platformę edukacyjną. Nauka w domu nie może polegać na wysyłaniu uczniom polecenia zrobienia określonych ćwiczeń ze zbioru. Dla mnie to więcej pracy, bo obsługi tej platformy wciąż się uczę. Ale mam wiele pomysłów, które mam nadzieję zachęcą dzieci do nauki. Ostatnie dnie ubiegłego tygodnia spędziłam na ciągłym kontakcie z rodzicami proponując im określone rozwiązania i słuchając podpowiedzi. Rodzice mieli wiele do powiedzenia, bo mają własne doświadczenia z ubiegłego semestru i nauki starszych dzieci. Udało nam się opracować plan, który powinien sprawnie zadziałać.
Większość rodziców jest do zdalnych lekcji przygotowana.
- Udało się w tamtym roku to uda się i teraz. Będziemy z mężem opiekować się uczącymi się zdalnie dziećmi na zmianę. Nie skaczemy z tego powodu pod sufit ale mamy pandemię i rozumiemy, że to jest konieczne – dodaje Magdalena Wierzchom, mama trójki dzieci. – Cieszymy się, że w wakacje przewidzieliśmy, że nauka zdalna będzie kontynuowana i udało nam się uskładać pieniądze na jeszcze dwa laptopy. Przynajmniej dzieci nie będą miały problemów z nauką przez telefony, na których wyświetlaczu niewiele widać. Wraca natomiast problem z brakiem miejsca. Najlepiej byłoby żeby dzieci mogły uczyć się w osobnych pokojach żeby sobie nie przeszkadzać. Takiej możliwości jednak nie mamy. Jedno będzie musiało w tym czasie siedzieć w kuchni, w której będę też wtedy ja albo mąż, żeby nie przeszkadzać temu, kto będzie w dużym pokoju. I obawiamy się, bo to będzie potencjalnym powodem do rodzinnych niesnasek. Ale musimy to jakoś przetrwać.
Wielu boi się jednak nowej rzeczywistości.
- Wiosenny lockdown przeżyliśmy spokojnie. Akurat byłem na długim urlopie, a żona rzuciła pracę. Mieliśmy czas, aby pomóc trzem córkom w zdalnej nauce. Dziś sytuacja jest zupełnie inna – podkreśla pan Sławomir z jednej z podlubelskich miejscowości. - Ja pracuję, żona prowadzi z domu firmę. Starsza córka już jest na zdalnym nauczaniu, a i tak często trzeba jej pomóc w kwestiach technicznych. Teraz pomagać będzie trzeba obu. W dodatku drżę na myśl o tym, że za tydzień - dwa zostaną zamknięte przedszkola. To oznacza, że w domu będzie się uczyła i trzecia córka. To będzie dramat, bo ona przy zajęciach potrzebuje najwięcej opieki, a pracując nie mamy takiej możliwości.