Rozmowa z Krzysztofem Szewczykiem, trenerem koszykarek Polskiego Cukru AZS UMCS Lublin
- W czwartek Polski Cukier AZS UMCS Lublin zmierzy się w 1/8 finału EuroCup z hiszpańskim Casademont Saragossa. Czy czuje pan satysfakcję, że udało się wam dojść do tego etapu?
– Tak. Nie jesteśmy jeszcze rozpoznawalną marką w Europie, ale przez ostatnie dwa lata staramy się ją konsekwentnie budować. Przed nami trudne zadanie, bo Casademont to jedna z najsilniejszych drużyn w lidze hiszpańskiej, a ta przecież jest uznawana za jedną z najmocniejszych w Europie. Uważam, że jeżeli zagramy lepiej niż w ostatnich spotkaniach Energa Basket Ligi, to możemy powalczyć o korzystny wynik.
- Co jest waszym priorytetem – Energa Basket Liga czy EuroCup?
– Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Nie podchodzimy do tego w ten sposób. Naszym priorytetem jest każdy najbliższy mecz. Jesteśmy w 1/8 finału drugich najważniejszych rozgrywek w Europie. Cieszymy się tym, ale chcemy więcej.
- Jak będą wyglądać mecze z Casademont Saragossa?
– Na pewno będą to ciężkie spotkania. Hiszpańskie zespoły grają dobrą koszykówkę opartą na agresywnej defensywie. Spodziewamy się więc, że zaatakują na całym boisku Aleksandrę Stanaćev. Casademont jest zbilansowanym zespołem bez większych gwiazd. Oczywiście są Leonie Fiebich czy Mariona Ortiz, ale Casademont opiera się przede wszystkim na zespołowej grze, a nie na indywidualnościach. Rozmawiałem z przedstawicielami PolskiejStrefyInwestycji Enea Gorzów Wielkopolski, którzy w pierwszej rudzie play-off EuroCup rywalizowali z Lointek Gernika Bizkaia, innym zespołem z Hiszpanii. Oni potwierdzili moje spostrzeżenia i fakt, że zespoły z tamtej części Europy często grają na pograniczu faulu. Pierwszy mecz rozegramy jednak we własnej hali i po nim zobaczymy, co będzie dalej.
- Czyli ten mecz nie sprowadzi się do pojedynku Natasha Mack – Leonie Fiebich?
– To liderki, ale my musimy grać przede wszystkim lepiej w defensywie. Ostatnio było nam bardzo ciężko, bo nagromadziło się wiele spotkań. Nie mamy szerokiego składu, co znajduje odbicie w naszej grze. Teraz jednak mamy tydzień przerwy od EuroCup i możemy spokojnie potrenować. Ostatni raz trzy treningi pod rząd zrobiliśmy chyba w okresie przygotowawczym.
- W takiej sytuacji rola trenera sprowadza się właściwie do roli administratora...
– Bazujemy na tym, co wypracowaliśmy w okresie przygotowawczym. W trakcie sezonu skład zespołu zmienił się, a część dziewczyn nie przeszła z nami okresu przygotowawczego. Cieszymy się jednak z tego, w którym miejscu się znajdujemy.
- Wyniki polskich ekip w europejskich pucharach pokazują chyba, że nasza liga nie jest taka słaba...
– Moim zdaniem jest ona bardzo silna – BC Polkowice jest w czubie Euroligi, my z Gorzowem Wielkopolskim jesteśmy w najlepszej szesnastce EuroCup. Czołowe drużyny Energa Basket Ligi Kobiet prezentują dobry poziom. Może nie jest to top topów, ale uważam, że polska liga jest ciężka i wymagająca.
- Jak wypada na tle hiszpańskiej?
– Na pewno rozgrywki na Półwyspie Iberyjskim są trochę silniejsze. Jest w nich więcej zespołów, a zmagania są bardziej wyrównane.
- Znalazł pan już złoty środek, aby połączyć zmagania europejskie z tymi krajowymi? W tych drugich przytrafiły wam się ostatnio porażki...
– To są koszty grania w Europie. Mamy właściwie tylko jeden trening na przygotowanie do meczu. Tak było chociażby w Warszawie, gdzie na przygotowanie mieliśmy zaledwie 40 minut. Później ta sama Polonia, która nas ograła, przegrywa z Toruniem, a jej trener przyznaje, że granie co trzy dni to dla zawodniczek zbyt dużo. Kibice oczekują zwycięstw, ale musza być też wyrozumiali. Nie mamy szerokiej kadry, mieliśmy problemy z kontuzjami, to wszystko znajduje odbicie w naszej grze.
- Czy Sparkle Taylor długo jeszcze będzie zaczynać mecze na ławce rezerwowych?
– Rozmawiałem z nią i ustaliliśmy, że w tej partii sezonu potrzebujemy gracza, który da nam dużo punktów wchodząc z ławki rezerwowych. Sparkle to zaakceptowała. Po ostatnich meczach zaczynam jednak się zastanawiać, czy nie dokonać zmian w pierwszej piątce.
- Jest pan zadowolony z polskiej rotacji?
– Tak. Magdalena Ziętara może nie ma rewelacyjnych statystyk, ale daje nam bezpieczeństwo w defensywie i jestem z niej zadowolony. Aleksandra Zięmborska dobrze wkomponowała się w zespół. Olga Trzeciak ma ostatnio gorszy okres, ale na początku sezonu mocno nam pomogła. Aleksandra Kuczyńska jest ciągle przez nas budowana, bo chcemy, aby była w stanie dać odpocząć Aleksandrze Stanaćev. W trakcie sezonu każda z dziewczyn ma prawo do gorszego momentu i wahania formy są naturalnym stanem.
- Nie kusi pana, żeby w EuroCup zagrać piątką złożoną wyłączne z zagranicznych koszykarek?
– Ale nam się to zdarza. Nie chcemy jednak doprowadzać do sytuacji, w której zagraniczne zawodniczki będą grać przez 40 minut, a Polki będą oglądać mecze z wysokości ławki rezerwowych. Poza tym staramy się odpowiednio szafować siłami. Nie da się grać co trzy dni tymi samymi zawodniczkami, bo wtedy wzrasta ryzyko kontuzji.