Życie uczy uważności. Uważność to pracowitość, to kompetencja, to pokora wobec pracy – Rozmowa z Łukaszem Łobejko, szefem kuchni restauracji „Kuźnia” w Lublinie, zdobywcą tytułu Good Chef 2021 na Europejskim Festiwalu Smaku.
• Panie Łukaszu, rocznik?
– 1981.
• Korzenie rodzinne?
– Lublin oraz miejscowość Gęsi, stamtąd pochodził mój dziadek Henio.
• Smak domu rodzinnego?
– To smak prostej, polskiej kuchni babci Zosi. Mieszkaliśmy na starej Kalinie, babcia gotowała na węglowej kuchni. Proste rzeczy, jak pierogi, gołąbki, kluski, naleśniki. Oraz bardzo dobre zupy: ulubiona ogórkowa, pomidorowa, kapuśniak.
• Edukacja?
– Podstawówka na starej Kalinie, dalej szkoła zawodowa na ulicy Narutowicza, skąd wyskoczyłem do Technikum Gastronomicznego na Spokojnej. W planie miałem jeszcze Szkołę Hotelarską, ale nie dałem rady, rzuciłem się w wir pracy.
• Czego nauczyła pana szkoła gastronomiczna?
– Daje przegląd wszystkiego, ważne są praktyki. Trafiłem do „Jontka” na Kiepury. Typowa garmażerka: balerony, kaczki pieczone, kurczaki, rumsztyki, karpie, uszka. Szkoły pokończone, w 2001 roku trafiłem do „Old Pubu” na Starym Mieście, pod skrzydła szefa Artura Góry. Mieliśmy bardzo bogatą kartę, były ściągane merliny, świeże tuńczyki, diabły morskie. Szkoła życia.
• Jakim nauczycielem był Artur Góra, czego pana nauczył?
– Bardzo wymagającym i ostrym. Ustawił mi charakter, pokazał kierunek rozwoju. Nauczył mnie dyscypliny, sumienności, wytrwałości. Nauczył mnie łączenia smaków oraz komponowania dania na talerzu. Dania, które pamiętam? Kaczka w grzybach leśnych, krewetki jambalaya, i wiadomo: steki w kilku odmianach.
• Co dalej?
– Piotr Huszcz przejął kuchnię po Arturze. Zostałem zastępcą Piotra. Kiedy odszedł, na rok zostałem szefem kuchni w „Old Pubie”. Czego nauczyłem się od Piotra? To człowiek o niesamowitej wiedzy, niesamowitych ambicjach kulinarnych. Chodzący wizjoner. Pozytywny człowiek. Tam gdzie się znajdzie, tam gdzie gotuje, zawsze coś wyczaruje. I to ma ręce i nogi.
• O co chodzi w kuchni? Żeby szef był wizjonerem?
– Żeby był wizjonerem i potrafił odnaleźć się w każdej kuchni.
• Co po Old Pubie?
– Ożeniłem się, urodził się nasz pierwszy syn. Miał siedem miesięcy jak nam zmarł... Dostałem kopa od życia, płacz, załamanie psychiczne, pojechaliśmy z żoną do Belgii, spędziłem w Antwerpii rok czasu. Ciężko pracowałem na budowie.
• Czy taki żal, ból i cierpienie można przepracować, po to, żeby się wzmocnić?
– Tak. Cierpienie wzmacnia rodzinę i związek. Pokochaliśmy się Martą jeszcze bardziej.
• Co to jest miłość?
– To nieustannie czekanie na siebie w domu, to wsparcie, to wyrozumiałość, to wybaczanie. Miłość to także odpowiedzialność. Miłość i odpowiedzialność idą w parze.
• Czego się pan w życiu trzyma?
– Tego, czego nauczyli mnie rodzice i co mi przekazali. Stawiam na szczerość między ludźmi. I na prawdę. Oraz na poszanowanie siebie i innych.
• Co w życiu jest ważne? Miłość, praca, pasja, rodzina, pieniądze, zdrowie, szczęście, Bóg?
– Najważniejsza jest rodzina. Bez wsparcia dzieci i żony nie byłoby nic.
• A skąd w panu tyle uważności i skupienia podczas pracy?
– Życie uczy uważności. Uważność to pracowitość, to kompetencja, to pokora wobec pracy.
• Wraca pan z Antwerpii i...
– Wracam do „Old Pubu”. Tam pracuję z Bartkiem Sadowskim, który prowadzi dziś swoją restaurację „Od kuchni”. Następnie trafiłem do restauracji „Tamara Cafe” na deptaku, mieliśmy znakomite wina od Marka Kondrata. Stamtąd Piotr Huszcz wyciąga mnie do Hotelu Lwów, poznaję kresową kuchnię, uczę się gotować soljankę, robić pielmieni i czanaki. Piotr jest mi przewodnikiem i przyjacielem domu. Na chwilę trafiam do Hotelu Huzar, dalej do Hotelu Willowa na Sławinku. I stamtąd do Hotelu Agit, gdzie trafiam pod skrzydła Jeana Bosa.
Trzy lata nauki, pracy, niesamowitego doświadczenia. Poznałem tajniki kuchni molekularnej. Mistrz nauczył mnie nowych połączeń na talerzu, nowoczesnej, światowej interpretacji kuchni polskiej i regionalnej. Jean Bos dał mi także szansę prowadzenia szkoleń, uczenia innych.
• Jaki nauczycielem jest Jean Bos, wieloletni szef kuchni na dworze króla Belgów?
– Bezpośrednim, cierpliwym, skromnym. Ale wie pan, co jest najważniejsze? Jean Bos jest bardzo dobrym człowiekiem. Ma wielkie serce. Do tego co robi i do ludzi, z którymi pracuje. Nie spotkałem jeszcze takiego człowieka. Z Agitu trafiłem do Hotelu Ilan, poznałem kuchnię żydowską. Wyjechałem do Anglii, do restauracji z polską tradycyjną kuchnią. Można powiedzieć, że w kulinarnych wędrówkach zatoczyłem koło. I trafiłem do restauracji „Kuźnia”, gdzie pracuję do dziś.
• W konkursie Good Chef wystartował pan po raz trzeci. Czy danie, które pan dostał do realizacji sprawiło panu trudność?
– W tym roku gotowaliśmy według książki kucharskiej hrabiów na Włodawie i Różance, wydanej przez Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Dostałem przepis na „Kury młode kruche w jusze zielonej”.
• Czyli?
– „Weźmi kury, przysól je dobrze, a gdy soli najdą, upiecz je, a juchę na nie tak zdziałaj: weźmi szołwije, pietruszki, mięty, zwierć to w dojnicy, a przydaj k temu grzankę abo dwie. Potym weźmi wina, zagrzej i rozpuść, przecedź przez sito gęste, a zagrzej, a gdy będzie gorąco, posłodź te kury pieczone. A jeślibyś chciał posłodzić tę juchę, przykwaś octem dobrym, a gdy dasz na misę, posyp cynamonem abo imbierem, a tak pożywaj”.
Na początku wydawało się to bardzo trudne, ale trzeba było otworzyć głowę na stary przepis i poszło.
• Co pan podał jurorom na talerzu?
– Filet z kurczaka, faszerowany prażonymi migdałami, francuską musztardą i natką pietruszki. Do tego podałem pâté z wątróbki drobiowej, do tego posiekany karmelizowany boczek z miętą. Podałem to z ciastem francuski faszerowanym czerwoną kapustą z wiśniami, morelą w czerwonym winie z cynamonem. Podlałem to demi-glace z czarnego czosnku i szałwii. Na koniec poszło jabłko w kiszonym buraku.
• Toż to cały poemat na cześć książki kucharskiej hrabiów na Włodawie i Różance.
– Tak mi się zdaje, zapomniałem o puree ze świeżych kurek. Musiało posmakować sędziom, skoro wygrałem konkurs. Wydaje mi się, że zadecydował o tym smak, wykończenie dania na talerza i ogólna harmonia poszczególnych składników dania.
Książka hrabiów na Włodawie i Różance to ponad 1000 przepisów z naszych stron. Już nie mogę doczekać się książki. Kilka dań wprowadzę do karty.
• Skoro mamy taki skarb kulinarny to...
– Powinniśmy go rozsławić na całą Polskę, powinna trafić do szefów kuchni w całej Polsce.
• Marzenia?
– Szczęśliwa rodzina. Wybudować dom na skraju Lublina.