Czarna seria trwa. Znów tylko jedna gwiazdka. Do Karczmy Nałęczowskiej wybraliśmy się, żeby spróbować dziczyzny, czyli wybornych dań z dzika, sarny czy daniela, wprowadzonych do karty po Kuchennych Rewolucjach Magdy Gessler.
Na zakąskę zamówiliśmy wędzoną kiełbasę z dzika za 7,50 i pasztet z dziczyzny za 8 zł. Kiełbasa była po prostu wyśmienita, a pasztet wyborny. Byle tak dalej. Przeszliśmy do gorących zakąsek i Pilsnera za 7.50. Ja zmówiłem gęsie pipki za 12 zł, moja towarzyszka faworki z karpia za 16 zł. Faworki to pomysł Gesslerowej.
Pipki, czyli duszone żołądki, kucharz skrył pod gęstym, zawiesistym sosem. Kiedy sięgnąłem po pierwszy kęs, widelec natrafił na zdecydowany opór materii. Przekroiłem żołądek. W środku był z lekka gumowaty, zdecydowany, pikantny sos nie był zły. Kolejny żołądek wydobyty spod sosu, odsłonił prawdziwe oblicze. Był niemożebnie spieczony, został siłą oderwany od spieczonego dna garnka. Trzeci żołądek był w miarę miękki, kolejny znów nie nadawał się do jedzenia. Szkoda. Zdecydowanie lepsze były faworki z karpia, niestety, podano do nich stary sos w tatarskim stylu. Kucharz zepsuł pomysł Magdy Gessler.
Zamówiliśmy rosół z bażanta z kołdunami za 14 zł i zupę z kurek w tej samej cenie. Bez rewelacji. Rosół raczej nie widział bażanta, za to zupa z kurek z łyżki na łyżkę stawała się podejrzanie słodka. Kurki trzymały formę, ale ziemniaki i marchewka najlepsze chwile miały już za sobą.
Było słabo. M. zamówiła skarby nałęczowskie za 29 zł, ja gulasz z daniela za 32 zł, do tego kluseczki kładzione za 5 zł. Skarby okazały się wieprzowiną z grilla w sosie grzybowym i placuszkami marchwiowymi. W bufecie czekały warzywa na gorąco lub surówki. Ponieważ po surówkach podróżowała mucha, wzięliśmy talerzyk warzyw. Mięso ze skarbów było świeże, niestety, nie widziało marynaty. Placuszki, mocno nasączone olejem, były odgrzewane. A sos do skarbów z daleka zwiastował grzyby w proszku. Zmarnowana szansa. A mój gulasz? Daniel ma chyba najdelikatniejsze mięso, spodziewałem się szlachetnej dziczyzny. Niestety, kucharz powtórzył numer z pipkami. Jedne kawałki były zjadliwe, inne spieczone jak podeszwa. W dodatku, brunatny sos zaprawiony pieprzem, reklamowany jako sos z podgrzybków – był słony i niewiele więcej da się o nim powiedzieć. Szkoda. Na deser już nie mieliśmy ochoty.
Nasza ocena. Zapłaciliśmy 156 zł. Tylko jedna gwiazdka. Za pasztet z dzika. Za gęsie pipki i nieświeżą zupę – czerwona kartka. A mogło być tak dobrze.
Karczma Nałęczowska
Tel. 0-81 501-45-78,
509-33-44-38
Czynne od 10 do 22,
w sobotę do 24.
Można płacić kartą