Pacjenci z najcięższymi oparzeniami przylatują śmigłowcami do Łęcznej z całego kraju. Ośrodek, który powstał 10 lat temu, to niezmiennie krajowa czołówka
Wschodnie Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej, bo tak brzmi pełna nazwa ośrodka, mieści się w łęczyńskim SP ZOZ. Swoją działalność, po latach walki z trudnościami organizacyjno-finansowymi, rozpoczęło 24 sierpnia 2009 roku.
Twórcy Centrum to ówczesny dyrektor szpitala w Łęcznej Piotr Rybak oraz ściągnięty ze Śląska prof. Jerzy Strużyna. To jeden z najbardziej uznanych specjalistów w dziedzinie oparzeń w Polsce, autor wielu naukowych publikacji i książek poświęconych tej dziedzinie. Były szef oddziału zajmującego się chirurgią rekonstrukcyjną w Śląskim Uniwersytecie Medycznym.
– Gdyby nie pan profesor, nie byłoby Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń. To on gromadził wokół siebie lekarzy, zespół, ale również pacjentów, za którymi przychodziły pieniądze. W tym samym czasie swoją działalność zaczęło Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, które dostarczało do nas pacjentów z poparzeniami, mając zaufanie do szefa oddziału i jego młodego zespołu – opowiadał podczas wczorajszej uroczystości jubileuszowej w Kazimierzu Dolnym Piotr Rybak.
O tym, że początki nie były łatwe, mówił także następca Rybaka, dr Krzysztof Bojarski. – Pamiętam, że w systemie brakowało pieniędzy. Nasz pierwszy kontrakt wynosił 500 tys. zł. Dzisiaj takie koszty potrafi wygenerować czasami leczenie jednego pacjenta. W tym trudnym czasie, wśród sporów i dużych emocji, nie zawsze wierząc w to, że się uda, szliśmy do przodu. A naszym motorem napędowym był Jerzy Strużyna – podkreślał dyrektor Bojarski.
Jak przyznał, cel został osiągnięty.
– W Łęcznej powstało Centrum, które stale się rozwija i jest ważnym ośrodkiem na medycznej mapie Polski. Odnosimy spektakularne sukcesy, wdrażamy autorskie programy leczenia, przyszywamy odcięte dłonie.
To wszystko dzięki grupie fanatyków medycyny, lekarzy z różnych stron Polski, ale także Rosji czy Białorusi. Pan profesor przyciąga ich i wspaniale szkoli – mówił z uznaniem.
Sam profesor podkreślał rolę zespołu, szczególnie pielęgniarek. – Pielęgniarki to sól leczenia, sól każdego oddziału, a szczególnie w leczeniu oparzeń. Bez nich oddział to tylko „błyskotki” - mówił Strużyna. Doktor dziękował także dyrektorom m.in. za to, że nigdy nie brakowało leków, czy niezbędnego wyposażenia.
Często żartował ze swojego wieku, ale zapewnił, że na razie nigdzie się nie wybiera. – Dopóki wiem, gdzie mieszkam i jak nazywa się moja oddziałowa, wszystko będzie grało – powiedział. O swoich współpracownikach mówił chwilami z żartobliwą uszczypliwością, ale przyznał, że nie zamieniłby ich na nikogo innego. – Jacy są, tacy są, to nie ma znaczenia, ale oni są moi – podkreślił profesor. – Kocham was wszystkich, tylko mnie nie denerwujcie – zalecił swojemu personelowi odbierając bukiety kwiatów.