Rolnik nie musi płacić zasadzonej już grzywny, a jego koledzy mają czym machać przed nosem wezwanym na pola policjantom. Sąd Rejonowy w Lublinie stwierdził, że koszenie kukurydzy po nocy nie tylko nie zasługuje na grzywnę, ale jest „konieczną działalnością potrzebną ogółowi społeczeństwa”.
Był 30 października 2021, po północy, gdy rolnik wyjechał na swoje pole w jednej z miejscowości w powiecie łęczyńskim. Kosił kukurydzę, co nie spodobało się jego sąsiadce. Wezwany na miejsce patrol policji nie dał wiary jego argumentom, że „nie miał zamiaru nikomu zakłócać nocnego spoczynku”. Mundurowych nie przekonało też tłumaczenie rolnika, że ze względu na duży areał i zbliżający się termin dostawy plonu, musi pracować także nocą.
Policjanci nie odpuścili, sprawa trafiła do sądu. A ten (Sąd Rejonowy Lublin-Wschód w Lublinie z siedzibą w Świdniku) w wyroku nakazowym również przyznał rację sąsiadce, która nie mogła tej nocy spać. Na nic zdały się nawet kolejne tłumaczenia rolnika, że kosił w nocy, by zdążyć przed deszczem. Bo na mokrym zbożu może sporo stracić finansowo.
– Rolnik zgłosił się do nas, a my przekazaliśmy sprawę naszej kancelarii prawnej – opowiada Gustaw Jędrejek, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej. Ma co świętować, bo wydział karny świdnickiego sądu umorzył właśnie postępowanie wobec plantatora kukurydzy. Rolnik nie musi płacić wymierzonej wcześniej grzywny, a prezes Jędrzejek liczy na to, że ten wyrok pomoże też innym.
– Już sobie ludzie to podrukowali, włożyli do koszulek i wożą w ciągnikach – opowiada szef LIR. – Nagłaśniamy tę sprawę, bo wielu rolników jest oskarżanych przez swoich sąsiadów, przeważnie mieszkańców miast, którzy osiedlili się na wsi. Skarżą się na hałas, kwestionują zapachy. A przecież rolnik ma prawo wykonywać swoją pracę. To nie jest nic nadzwyczajnego, żaden wybryk.
Pytany o to, co nierolnikom przeszkadza najbardziej, na pierwszym miejscu wymienia opryski, potem żniwa, na kolejnym jest wylewanie na pola gnojowicy i rozrzucanie obornika.
– Na mnie jeszcze nikt nie doniósł, ale na kolegów tak – przyznaje Jarosław Miścior, rolnik z Policzyzny w gminie Krzczonów. – Nieporozumienia wynikają z tego, że ludzie decydują się na przeprowadzkę nie zdając sobie sprawy, z czym wiąże się mieszkanie na wsi. A przecież my jesteśmy uzależnieni od sezonu wegetacyjnego, od pogody. Nikomu na złość nie robimy.
W Krzczonowie policjanci wzywani na pola nie są tak surowi jak ich koledzy z Łęcznej. – Legitymują, sprawdzają trzeźwość i tracimy wszyscy czas – opisuje standardową kontrolę mundurowych Jarosław Miścior. Przyznaje też, że zupełnie nie rozumie, czym kierują się ci donoszący na rolników. – Przecież gdybyśmy pryskali czymś szkodliwym, to przede wszystkim zaszkodzilibyśmy sobie – tłumaczy.
Prezesowi Lubelskiej Izby Rolniczej marzy się, by prace polowe uznać w Polsce za dobro narodowe. – Jak ma to miejsce we Francji – mówi Gustaw Jędrejek. Pisał już w tej sprawie do Krajowej Rady Izb Rolniczych i Ministerstwa Rolnictwa. Jak dotąd nic nie wywalczył, ale poddawać się nie zamierza. – Osoby sprowadzające się na wieś powinny zaakceptować, że krowa będzie się pasła, koń czasem zarży, kogut pieje, a obornik nie pachnie.