– W pewnym momencie pojawiła się we mnie myśl, że w ogóle możemy do Polski nie wrócić– wspomina Aleksandra Bednarek, licealistka z Chełma. Wraz z grupą rówieśników ze szkoły muzycznej znalazła się na lotnisku w Tel Awiwie, akurat wtedy, gdy terroryści z Hamas zaatakowali Izrael.
Na szczęście, 8 młodych ludzi i dwoje opiekunów od dwóch tygodni jest już bezpieczna w domu. Ale młodzież na długo zapamięta, co to ją tam spotkało.
– To był mój drugi wyjazd do Izraela. Rok temu też byliśmy i koncertowaliśmy wspólnie z tamtejszą młodzieżą– opowiada nam 18–letnia Aleksandra Bednarek. W szkole gra na perkusji. – W tym roku mieliśmy trzy występy. Prze tydzień, gdy byliśmy w Palestynie nic się nie działo. Dobrze się bawiliśmy, poznaliśmy wspaniałych ludzi – wspomina.
Nie zmienia to faktu, że nastolatka dobrze wiedziała, w jaki rejon świata się udaje. – Już przed wyjazdem miałam świadomość tego, że to strefa konfliktów. Ale czy ktoś się spodziewał, że dojdzie do czegoś takiego? – zastanawia się.
W sobotę (7 października) cała grupa z Chełma pojechała na lotnisko w Tel Awiwie. Mieli zaplanowany lot powrotny do Polski.
– Z hotelu wyjechaliśmy o godz. 7 rano. Gdy nadawaliśmy bagaże usłyszeliśmy jakiś komunikat po hebrajsku. Okazało się, że kazali udać się podróżnym w bezpieczne miejsce, ale jeszcze nie do schronów. Wtedy każdy z nas zaczął szukać informacji w Internecie – przyznaje 18–latka.
Ale jednoznacznego przekazu na lotnisku tysiące ludzi nie usłyszało. – Dopiero później, powiedzieli nam, że loty są odwołane nie tylko do Polski, ale do wielu innych krajów. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że sytuacja jest poważna– nie ukrywa Aleksandra.
Dokładnie wtedy Hamas wystrzelił około 150 rakiet, również w kierunku lotniska. Pasażerów trzy razy wzywano do schronów, na szczęście w Tel Awiwie jest ich mnóstwo, a pod samym lotniskiem jest również ogromny.
– To był strach i panika. Próbowaliśmy znaleźć inne bilety lotnicze, niekoniecznie do Polski, aby tylko wydostać się z Izraela, ale dowiedzieliśmy, że praktycznie wszystkie loty odwołano. Wtedy emocje wzięły górę. Dotarło do mnie, że w ogóle możemy nie wrócić do Polski– opowiada nam 18–latka. Jednak dyrektor szkoły muzycznej, Andrzej Wojtaszek od razu zaczął działać, m.in. kontaktował się w prezydentem Chełma, Jakubem Banaszkiem.
– To nas trzymało na duchu, ale jednocześnie obserwowaliśmy reakcje tysięcy ludzi w panice. Słychać było płacz. Mimo wszystko, starałam się opanować strach i czekać. Nie mielimy innego wyboru– dodaje Aleksandra. Nawet Wi–Fi na lotnisku było słabe. – Ale dałam znać rodzinie, że żyję. Jednak w stałym kontakcie z nimi nie byłam. Wi–Fi zanikało – zaznacza.
Najgorsza była noc z soboty na niedzielę. – Spaliśmy, a właściwie próbowaliśmy, bo trudno było zmrużyć oczy, na podłodze. Rozkładaliśmy ubrania, bo na 10 osób odstaliśmy tylko trzy koce. Było zimno. Był stres. Dopiero po 30 godzinach dostaliśmy od ambasady kanapki –opowiada młoda dziewczyna. Trudno też było kupić cokolwiek do jedzenia na lotnisku, bo większość punktów była zamknięta.
W niedzielę, 8 października po interwencji dyrektora, a następnie prezydenta Chełma, szef MON Mariusz Błaszczak zapowiedział, że Polska wyśle do Izraela rządowe samoloty, by ewakuować rodaków.
–Niby kamień z serca, ale ja do końca nie poczułam ulgi, bo miałam świadomość, że wszystko może się wydarzyć. Do samego końca nie wiedzieliśmy, kiedy ten samolot przyleci po nas– tłumaczy licealistka. Ostatecznie, w środku nocy z niedzielę na poniedziałek Polacy zostali ewakuowani. – Emocje zeszły dopiero, gdy opuściliśmy strefę Izraela– precyzuje nasza rozmówczyni. Przekonuje, że ani ona, ani jej koledzy nie mają traumy po tym, co ich spotkało.
– Wróciliśmy do szkoły, obowiązków, do codzienności. Może to dzięki temu, nie mamy czasu o tym myśleć. Ale to wraca, zwłaszcza gdy, ogląda się w telewizji relacje stamtąd. Wtedy dociera do mnie, jak to niebezpieczne było– stwierdza na koniec Aleksandra.
Wojna między Izraelem a Hamasem trwa już dwa tygodnie. Zginęło prawdopodobnie ok. 1,4 tys. mieszkańców Izraela i ok. 3,8 tys. Palestyńczyków ze Strefy Gazy.