Władze Lubartowa nie chcą płacić za oświetlenie uliczek i placów należących do spółdzielni mieszkaniowej. Rachunków za prąd nie zamierza płacić też spółdzielnia. Burmistrz poszuka rozstrzygnięcia w sądzie.
Za zużycie prądu przez latarnie umieszczone przy ulicach i ogólnodostępnych placach płacił do tej pory samorząd. Nie miało znaczenia, czy lampa oświetla ulicę, czy plac przy spółdzielni. Pod koniec kwietnia burmistrz Jerzy Zwoliński wezwał spółdzielnię, żeby zawarła porozumienie z miastem i miejscowym zakładem energetycznym. Umowa miałaby polegać na tym, że energetycy obciążaliby spółdzielnię mieszkaniową za prąd zużyty na oświetlenie jej terenu - dotąd płaciło za to miasto.
- Nasze stanowisko wynika z prawa energetycznego - mówi Jerzy Zwoliński. - Spółdzielnia to związek osób prywatnych i jej teren należy traktować jako teren prywatny. Za oświetlenie płacą już mieszkańcy wspólnot mieszkaniowych.
Wczoraj spółdzielnia odpowiedziała burmistrzowi, że płacić nie zamierza.
- Nasze place nie są pozamykane dla osób z zewnątrz, chodzą po nich wszyscy mieszkańcy miasta - mówi prezes Tomasiak. - Przecież to miasto płaci za oświetlenie ulic, przy których stoją prywatne domy. Na to idą wspólne podatki.
Według szacunków prezesa, oświetlenie spółdzielczego terenu pochłania rocznie około 100 tys. zł. Niekiedy trudno wyliczyć zużycie prądu, bo przy tym samym placu stoją budynki należące do różnych właścicieli.
Burmistrz Zwoliński zapewnia, że spółdzielcze tereny nie pogrążą się w ciemnościach. - Jeśli spółdzielnia nie będzie płaciła za energię, wystąpimy przeciwko niej na drogę sądową - zapowiada.
Oświetlenie terenów lubelskich spółdzielni mieszkaniowych finansowane jest z dwóch źródeł. - Za oświetlenie z lamp, które należą do nas, płacimy sami, za zużycie prądu przez lampy miejskie płaci miasto - mówi Jan Gąbka, prezes LSM.