Na dyżurze Jerzego K. umarł pacjent. Rodzina zmarłego twierdzi, że chirurg był pijany i zachowywał się skandalicznie. Doktorem zajął się prokurator. Sprawdzi, czy lekarz przyczynił się do śmierci mężczyzny.
89-letni pacjent trafił do szpitala we wtorek. - Miał duszności. Chciał, żeby go to tak nie mordowało - opowiada pani Janina, wdowa po panu Kazimierzu.
Karetka najpierw zawiozła mężczyznę do budynku tzw. starego szpitala w Lubartowie. Przez chwilę pacjent poczuł się lepiej, rozmawiał z rodziną. Ale lekarze zadecydowali, że trzeba go zawieźć na oddział chirurgiczny szpitala przy ul. Cichej. Dyżur miał Jerzy K., zastępca ordynatora. Pacjentowi zrobiono prześwietlenie. - Lekarz powiesił zdjęcie do góry nogami - opowiada Moczarski. - Dziwnie się odzywał, ale alkoholu wtedy jeszcze od niego nie wyczułem.
Stan pacjenta zaczął się pogarszać. - Widać było, że ojciec słabnie z minuty na minutę. Lekarz i pielęgniarki tylko włączali i wyłączali aparaturę - mówi syn zmarłego. - Kroplówkę podłączyli dopiero, gdy ojciec był w agonii.
Rodzina zmarłego zorientowała się, że Jerzy K. jest pijany. - Miał trudności z odczytaniem karty pacjenta - mówi syn zmarłego. Ryszard Moczarski zadzwonił wtedy po brata. Zawiadomili policję. Policjant przyszedł na oddział w towarzystwie Marka Pikula, zastępcy dyrektora ZOZ w Lubartowie. Pacjent Jerzego K. już nie żył. Chirurg był w gabinecie lekarskim. Pozwolił się zbadać alkomatem. - Miał ponad promil alkoholu - mówi Artur Marczuk z lubartowskiej policji.
Jerzy K. we wtorek był w pracy od rana. - Nie miałem wcześniej żadnych sygnałów, że może być nietrzeźwy - zapewnia dyrektor Pikul.
Wczoraj lekarz został zwolniony z pracy. Jerzy K. odpowie teraz za narażenie zdrowia pacjentów na niebezpieczeństwo. Prokurator zbada również, czy lekarz przyczynił się do śmierci Kazimierza Moczarskiego. Zabezpieczył już dokumentację lekarską. - Zarządziliśmy sekcję zwłok, zleciliśmy sporządzenie biegłym opinii lekarskiej - mówi Andrzej Kopieniak, prokurator rejonowy w Lubartowie.
W lubartowskim szpitalu uważają, że stan, w jakim był lekarz, nie przyczynił się do śmierci pacjenta. - To był zbieg okoliczności - twierdzi Pikul. - Pacjent był bardzo schorowany.
Jerzy K. jest również biegłym sądowym. Lubartowska prokuratura nie korzysta już jednak z jego usług. W ubiegłym roku wpadł na jeździe po pijanemu samochodem, ale sprawa zakończyła się warunkowym umorzeniem. K. jest też podejrzany o próbę wyłudzenia odszkodowania za kolizję drogową.
Wczoraj przez kilka godzin próbowaliśmy skontaktować się z doktorem. Jego komórka była jednak wyłączona.