Do szpitala w Lublinie trafił gimnazjalista z Zespołu Szkół w Niemcach. Nastolatek wziął dopalacze. Dyrekcja szkoły zapewnia, że to pojedynczy przypadek. A do lubelskich szpitali trafia coraz więcej nieprzytomnych nastolatków.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
– Stan chłopca jest ciężki, a szkoła zachowuje się tak jakby się nic nie stało. Z tego co wiem, to nie jest pierwszy przypadek, kiedy uczniowie zażywają dopalacze. Szkoła powinna jakoś temu przeciwdziałać, bo takich sytuacji będzie coraz więcej – stwierdza matka uczniów tej samej szkoły, która poinformowała nas o zdarzeniu.
Uczniowie mieli zażywać dopalacze w opuszczonym budynku w pobliżu szkoły. Jerzy Wójcik, dyrektor Zespołu Szkół w Niemcach zaprzecza jednak, by robili to w czasie lekcji.
– Uczeń był przed lekcjami, poza terenem szkoły. W momencie kiedy otrzymaliśmy informację, że zabrała go karetka, postąpiliśmy zgodnie z procedurami. Powiadomiliśmy rodziców i policję – tłumaczy dyr. Wójcik. – Dwaj pozostali uczniowie, którzy w tym brali udział, zostali objęci pomocą psychologa i szkolnego pedagoga – dodaje.
Dyrektor podkreśla, że ostatni przypadek kontaktu ucznia z dopalaczami w jego placówce miał miejsce ponad dwa lata temu. – Podejrzewaliśmy, że zażył dopalacze na terenie szkoły, ale policja niczego przy nim nie znalazła. Od tego czasu nie było podobnych sytuacji – zapewnia dyrektor. – Po tym ostatnim zdarzeniu zbierze się w trybie nadzwyczajnym zespół wychowawczy nauczycieli Gimnazjum nr 1. Będziemy chcieli uzyskać informację od nauczycieli, rodziców i uczniów czy takie sytuacje zdarzały się poza szkołą. Nie znaczy to jednak, że dopiero teraz zaczęliśmy działać. Miesiąc temu było prowadzone szkolenie na temat dopalaczy. Ten problem jest także poruszany z uczniami na godzinach wychowawczych – zapewnia Jerzy Wójcik.
Do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego, gdzie w poniedziałek przywieziono gimnazjalistę z Niemiec, miesięcznie trafia od dwóch do czterech nastolatków po zatruciu dopalaczami. Znacznie więcej takich pacjentów przyjmuje oddział toksykologiczno-kardiologiczny wojewódzkiego szpitala przy al. Kraśnickiej. Tam jest kilka takich przypadków w tygodniu. To najczęściej osoby w wieku 14-23 lata.
– To cały czas bardzo aktualny problem. Najczęściej osoby, które do nas trafiają, są nieprzytomne. Nie wiedzą skąd zostały przewiezione, albo wydaje im się, że były zupełnie gdzie indziej – mówi dr n. med. Jarosław Szponar, kierownik oddziału toksykologiczno-kardiologicznego. – Ostatnio mieliśmy młodego człowieka, który był przekonany, że został przywieziony z innego miasta. Pacjenci często mówią rzeczy, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. To skutek zmiany świadomości pod wpływem dopalaczy.
W ubiegłym roku na oddział trafiło 400 osób, które po zażyciu dopalaczy straciły kontakt z rzeczywistością.