– To było straszne, miałem takie migawki w oczach. Nie wiedziałem, czy stoję, czy leżę – tak swoje wrażenia po zażyciu tzw. Cząstki Boga opisywał wczoraj świadek, zeznający w procesie Jakuba G. i Patrycji M. Para odpowiada za handel niebezpiecznymi substancjami
Groźne specyfiki sprzedawano w „Hindu Point” przy ul. Furmańskiej w Lublinie. Jakub G. prowadził kilkanaście podobnych punktów w całym kraju. Patrycja M. stała za ladą w lubelskim sklepie. – Kupowaliśmy dopalacze przy ul. Furmańskiej – przyznał w sądzie jeden z klientów „Hindu Point”. – Na opakowaniach było napisane, że to rzadka roślina z doliny Gangesu. To było sprzedawane jako kadzidło, nie do spożycia.
Wydarzenia, o których wspominał chłopak, działy się w 2013 r. Wtedy, jak stwierdził, dopalacze były powszechnie dostępne – „wszyscy to palili”. – Chodząc do szkoły człowiek ma z tym styczność cały czas – przyznał świadek. – Kolega powiedział, że to działa jak marihuana.
W maju 2013 r. chłopak umówił się więc na spotkanie z jednym ze znajomych – Adrianem S. Powiedział mu, że będą palić marihuanę. Chłopcy spotkali się w okolicach gimnazjum przy ul. Długosza w Lublinie.
– Sądziłem, że to marihuana. Pomyślałem, że spróbuję ten pierwszy raz – relacjonował wczoraj w sądzie Adrian S. – Potem zrobiło mi się niedobrze, kręciło mi się w głowie i zemdlałem. Ocknąłem się, kiedy lekarz pytał, co się stało.
Z akt sprawy wynika, że po zapaleniu „Cząstki Boga” chłopak biegał po ulicy, po czym upadł na jezdnię. Za nim ruszył kolega, który wcześniej poczęstował go dopalaczem. Przechodnie wezwali pogotowie. Adrian S. trafił na oddział toksykologii. – Lekarz powiedział, że to nie mogła być marihuana. Mówił, że to dopalacze – przyznała w sądzie mama chłopaka.
Adrian to jedna z dwóch osób, które po zażyciu dopalaczy sprzedawanych przy ul. Furmańskiej trafiły do szpitala. Śledczy uznali, że handlując „Cząstką Boga” Jakub G. i Patrycja M. narażali zdrowie i życie klientów.
Oboje zostali oskarżeni, ale Sąd Rejonowy Lublin-Zachód umorzył sprawę. Uznał, że sprzedaż produktów oferowanych w „Hindu Point” nie była przestępstwem. – Na opakowaniach jest wyraźne ostrzeżenie, że substancje te nie nadają się do spożycia – wyjaśniał sędzia Artur Jakubanis.
Śledczy nie zgodzili się ze stanowiskiem sądu i zaskarżyli rozstrzygnięcie. W marcu ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Lublinie zgodził się z argumentami prokuratury. Uchylił rozstrzygnięcie sądu pierwszej instancji i skierował sprawę do ponownego rozpoznania.
Nowy proces udało się rozpocząć dopiero pod koniec listopada ubiegłego roku. Wcześniej bowiem, mimo kilku prób, na sali zawsze brakowało kogoś z oskarżonych. 29-latek i jego dwa lata młodsza znajoma nie przyznają się do winy. Odmówili składania wyjaśnień przed sądem.