Nocna operacja wyjmowania baterii z przewodu pokarmowego trzyletniego Kubusia trwała dwie godziny.
Chłopczyk czuje się dobrze. Wczoraj przy jego łóżku czuwała babcia. - Córka zadzwoniła, że wnuczek jest w szpitalu - opowiada Jadwiga Kaniewska spod Chełma. - Wszystko stało się tak nagle, że nie zdążyliśmy rzeczy ze sobą zabrać.
Przedwczoraj Kubuś bawił się w domu zegarkiem. W pewnym momencie jego mama zaczęła szukać baterii. Zapytała synka, gdzie są. Pokazał na buzię. Była siedemnasta. Trzy godziny później chłopiec był już w szpitalu. Tuż po pierwszej w nocy zaczęła się operacja. - Rozcięliśmy brzuszek. I centymetr po centymetrze, dotykając palcami przeszukiwaliśmy trzy metry jelit - mówi prof. Jerzy Osemlak, kierownik Kliniki Chirurgii i Traumatologii Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. - Kiedy natrafiliśmy na baterie, wypchnęliśmy je przez odbyt bez rozcinania narządów wewnętrznych.
Lekarze ze szpitala dziecięcego mają całą kolekcję przedmiotów połkniętych przez dzieci. To np. sporej wielkości łyżeczka, śruba, metalowy klucz. W lutym opisywaliśmy historię trzyletniego Kacperka, który połknął srebrna bransoletkę.
Przez trzy tygodnie wszyscy czekali, aż chłopczyk wydali ją drogami naturalnymi. Był już szykowany do zabiegu. Tymczasem na zdjęciu rentgenowskim, które zrobiono tuż przed operacją, biżuterii nie było. Mimo że kilka dni wcześniej prześwietlenie pokazywało ją w okolicach biodra. Lekarze uznali, że chłopczyk bransoletkę wydalił, lecz rodzice przegapili jej wyjście.