Około 600 tys. zł przeznaczy Polski Związek Piłki nożnej na pomoc klubom zniszczonym przez powódź. Przedstawiciele PZPN potwierdzili nasze informacje. Lokalni działacze nie kryją goryczy.
Według nieoficjalnych doniesień, kluby dostaną po 2 tys. zł na odbudowę zniszczonej infrastruktury. Tyle otrzymują członkowie zarządu PZPN za jedno posiedzenie. Z prośbą o pomoc zwróciło się 241 klubów z całego kraju.
– Ostateczne decyzje o jej wysokości zapadną po posiedzeniu zarządu – mówi Agnieszka Olejkowska, rzecznik PZPN. – Dysponujemy pulą ok. 600 tys. zł. Nie wiadomo, jak zostanie podzielona. Związek otrzymał informacje o stratach w poszczególnych klubach. Jedni potrzebują sprzętu sportowego, inni odbudowy infrastruktury. Oszacowano wartość szkód, ale nie mogę mówić o szczegółach, przed posiedzeniem władz związku.
Decyzja ma zapaść 23 września. Z dotychczasowych zapowiedzi wynika, że jeśli związek podzieli pieniądze na równe kwoty, każdy z klubów może liczyć na blisko 2,5 tys. zł.
Na Lubelszczyźnie największe straty są w Wilkowie. Tamtejsze "Wilki” nie mają, gdzie grać. Nie ma już boiska, a klubowy budynek woda zalała po dach.
– Za pieniądze, które proponuje PZPN nie kupimy nawet jednej bramki – mówi Marek Daczka, wiceprezes klubu. – Otrzymaliśmy pomoc od gminy i prywatnych darczyńców. Pieniądze kończą się bardzo szybko, bo musimy opłacać dojazdy na treningi i wynajem obiektów w innych miejscowościach. Bez własnej murawy sobie nie poradzimy.
Na działaczach z centrali PZPN suchej nitki nie zostawia Jan Tomaszewski, były reprezentant kraju i publicysta sportowy.
– Oni się wyżywią. Prezesowi nie zabraknie, przecież zarabia 50 tys. zł – mówi Tomaszewski. – To skandal. PZPN bierze pieniądze za występy reprezentacji. Zapomina jednak, że piłkarze grają z orzełkiem na piersi, nie ze zdjęciem Grzegorza Laty. Te środki powinny trafiać na wspieranie polskiej piłki. Niestety, ze związku zrobił się prywatny folwark.
Przedstawiciele PZPN zapewniają, że 600 tys. to jedynie cześć pomocy. Związek stara się o dodatkowe środki z UEFA.