Nie stać nas na drogie leki, ale za to pomysłów nam nie brakuje. Na Lubelszczyźnie robią furorę maści i kremy do pielęgnacji… wymion.
Rolnik ma kilkuhektarowe gospodarstwo i dwie jałówki. Żyje ze skromnej renty. Leczył się już u zamojskich lekarzy, okolicznych kręgarzy, a nawet u masażystki z Ukrainy. Teraz na szafce obok łóżka trzyma tubkę z maścią do pielęgnacji wymion. Gdy go "strzyknie”, grubo smaruje obolałe miejsca. - Mam spokój z lekarzami - zapewnia. - Maść pomaga na rwanie stawów, choroby skórne, strzykanie w kręgosłupie. Nawet na chore gardło! To świetny lek. Wielu sąsiadów się nim kuruje.
Amatorów specyfiku nie brakuje. - Krowia maść jest skuteczna i kosztuje kilka razy mniej niż podobne leki z apteki - zachwala taksówkarz z Zamościa, cierpiący na bóle stawowe. A chełmski weterynarz wyjawia, że nawet lekarze kupują u niego leki dla swoich biedniejszych krewnych.
Maści, żele i balsamy do pielęgnacji wymion można kupić w lecznicach dla zwierząt. Łagodzą podrażnienia wymion krów, mają działania przeciwzapalne i antybakteryjne. Są niedrogie. Za 500 ml pojemnik z maścią trzeba zapłacić od 27 do 35 zł. Leki o podobnym działaniu np. Fastum czy Ketoprom kosztują od 13 do 19 zł za 50 ml. Jak zapewniają producenci, leki dla krów są wytwarzane z naturalnych składników m.in. ekstraktu z nagietka lekarskiego, olejku miętowego, a także cynku. - Nie ma tam antybiotyków czy hormonów - wyjaśnia Michał Mazur, współwłaściciel bydgoskiej firmy Graut, dystrybutora maści do wymion "Cai-panmint”. - Jest ona jednak przeznaczona dla bydła, nie dla ludzi. Takie informacje są na opakowaniach. Czy jej stosowanie przez ludzi czymś im grozi? Nie wiem. Nie słyszałem o takich przypadkach.
- To łagodne specyfiki, które nie powinny raczej szkodzić. Ale każdy, kto ich używa robi to na swoją odpowiedzialność - mówi Dariusz Pfeifer, lekarz weterynarii z Zamościa. I dodaje, że ostatnio bardzo popularna jest też tzw. końska maść przywożona z Niemiec, która ma podobne działanie.
Co na to lekarze? - Specyfikami przeznaczonymi dla zwierząt nie wolno leczyć człowieka - podkreśla Maria Dura, sekretarz lubelskiej Izby Lekarskiej. - Jednak nie możemy tego zabronić. Co można zrobić? Edukować. To zadanie dla lekarzy rodzinnych z terenów, gdzie takie zjawisko występuje. Zasygnalizujemy problem na naszym najbliższym posiedzeniu.