- Młodych ludzi traktuje się jak roboli - potwierdza wnioski inspektorów 17-letni uczeń jednego z techników na Zamojszczyźnie. - Pracodawcy dogadują się z nauczycielami i robią dobry interes: Młodzież haruje za psie pieniądze u prywaciarzy w ramach praktyk zawodowych.
Kontrole przeprowadzono w zakładach, które zatrudniają do 250 pracowników. Co się okazało? Młodociani byli często zatrudniani m.in. bez aktualnych orzeczeń lekarskich dotyczących pracy na zajmowanych stanowiskach i odpowiednich przeszkoleń.
Pracodawcy nie prowadzili ewidencji ich zatrudnienia ani nie zapisywali godzin pracy. Rzadko mieli też programy kształcenia młodocianych. Na ogół młodzieży płacono według stawek określonych przez ministra pracy dla młodzieży odbywającej praktyczną naukę zawodu (najniższa to około 93 zł na miesiąc). Jednak w co czwartej umowie nie wpisano nawet wysokości wynagrodzenia. Pracodawcy prawdopodobnie płacili wówczas według własnego widzimisię. - Młodzi są zatrudniani w zakładach fryzjerskich, sklepach, piekarniach - wylicza Piotr Skwarek, szef zamojskiego oddziału PIP. - Często pracują po nocach, zaniża się im wynagrodzenia i nie wypłaca pieniędzy za godziny nadliczbowe.
W 45 przypadkach inspektorzy nakazali pracodawcom usunąć nieprawidłowości. Wlepili też 9 mandatów, a w jednym przypadku skierowali wniosek o ukaranie pracodawcy do sądu. - To, co wykryli kontrolerzy, to wierzchołek góry lodowej - tłumaczy pracownica jednego z salonów fryzjerskich. - Uczniowie wykorzystywani są wszędzie. To jest także wina rodziców, którzy za wszelką cenę pchają dzieciaki na naukę do rzemieślników czy sklepów.