Odzieżowa Spółdzielnia Inwalidów od lat wykorzystuje swoich pracowników - twierdzi szef puławskiego NSZZ "Solidarność”.
Rycka spółdzielnia inwalidów w ubiegłym roku obchodziła 60-lecie swojej działalności. Szwaczki pracujące w firmie nie miały jednak powodów do świętowania. Według ich relacji w firmie panują bowiem zasady skrajnego wykorzystywania pracowników. - To po prostu obóz pracy - kwituje Wojciech Pochwatka, przewodniczący NSZZ "Solidarność” w Puławach.
Głównym zarzutem wobec władz spółdzielni jest mocno wyśrubowany system akordowy. Pracowniczki muszą miesięcznie wykonać bardzo dużą ilość wyrobów. - Jeśli pod koniec miesiąca wiadomo, że nie uda im się wyrobić normy, są bardzo stanowczo proszone o to, żeby wziąć bezpłatny urlop - relacjonuje Pochwatka.
Kiedy pracownik idzie na urlop, minimalna pensja, którą według ustawy pracodawca musi wypłacić (936 zł), ulega zmniejszeniu proporcjonalnie do ilości dni urlopu. I przez to pracodawca teoretycznie nie łamie prawa.
Co gorsza, to że pracownicy mają wypisany urlop, często nie znaczy wcale, że nie ma ich w zakładzie. - I tak przychodzimy, bo firma ma bardzo dużo zamówień. Czasami, kiedy wysyłka jest robiona w poniedziałek, to trzeba przyjść do pracy nawet w niedzielę - opowiada jedna z pracowniczek (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).
Pracownicy, którzy nie wyrabiają normy, to nie wyjątki. Z brygady, która liczy ok. 25 osób, prawie połowa jest pod kreską. I każda z tych osób musi wziąć urlop.
Odzieżowa Spółdzielnia Inwalidów w Rykach jest zakładem pracy chronionej. To oznacza, że Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych wypłaca jej za każdego pracownika określoną sumę pieniędzy. Praca ok. 70 osób jest np. dotowana miesięcznie sumą ok. 300 zł.
Mimo to, szefostwo cały czas narzeka na swoich pracowników. - Na każdym kroku mówią nam, że słabe wyniki zakładu to nasza wina - żali się pracowniczka. - To po prostu mobbing - zarzuca Wojciech Pochwatka.
Tymczasem w rozmowie z nami kierownik zakładu chwali się, że firma eksportuje bardzo dużo swoich wyrobów. - Mamy multum zamówień z Francji, Irlandii czy Niemiec. Ale wśród pracowników panuje jeszcze wyobrażenie, że pracują w państwowym zakładzie - tłumaczy Marian Łukasik, kierownik spółdzielni.
Jednocześnie kierownik przyznaje, że opisywana przez nas sytuacja brania urlopów pod koniec miesiąca rzeczywiście ma miejsce. - Nic nie mogę zrobić. Albo po prostu zamknąć zakład - straszy Łukasik.
O sytuacji szwaczek z Ryk poinformowaliśmy Okręgowy Inspektorat Pracy. - Często słyszymy o takich przypadkach obchodzenia prawa. Trudno to udowodnić, bo pracownik przecież sam wypisuje wniosek urlopowy - tłumaczy Krzysztof Sudoł, rzecznik prasowy OIP w Lublinie. - Ale przeprowadzimy kontrolę w ryckiej spółdzielni. Swoją kontrolę zapowiada także PFRON.