Gm. Bychawa. Dziś o godz. 4.25 strażacy odebrali dramatyczne zgłoszenie o wypadku. Przez dwie godziny ratownicy szukali ofiary, której nie było. Teraz szukają autorki głupiego dowcipu.
Strażacy zweryfikowali telefon, oddzwonili na numer, z którego dostali zgłoszenie. Kobieta potwierdziła wezwanie. Szybko także sprawdzono inne szczegóły związane z lokalizacją wypadku. Wszystko wyglądało wiarygodnie.
- Zgłoszenie było bardzo realistyczne, dlatego natychmiast podjęliśmy akcję ratunkową - dodaje Badach
Na miejsce natychmiast pojechały dwa wozy strażackie, dwie karetki ze szpitala w Bychawie oraz policyjny radiowóz. Przez dwie godziny ratownicy po ciemku przeczesywali brzegi Bystrzycy wijącej się wzdłuż drogi na Szastarkę.
Przez ten czas Bychawa i okolice praktycznie były pozbawione pomocy strażackiej i medycznej.
Doktor Piotr Wojtaś, szef szpitala w Bychawie, załamuje ręce.
- Do tego wezwania pojechały nasze obie karetki. Gdyby w tym czasie ktoś miał zawał, to jego szanse na przeżycie byłyby nikłe. Cud, że nikt w tym czasie nie miał kłopotów ze zdrowiem.
Policja nie odpuszcza "dowcipnej” kobiecie. Wywiadowcy już działają. - Telefon, z którego zgłoszono fałszywy alarm, jest namierzany. Mamy numer i z pewnością autorka poniesie konsekwencje swojego czynu - mówi Jacek Deptuś z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
- Ktoś do tego kawału długo się przygotowywał. Użył telefonu na kartę, a sam przekaz informacji był niezwykle dramatyczny. Dyżurnego nie można łatwo oszukać, a mimo to tej pani się udało. Szkoda że swoje zdolności wykorzystuje akurat w tak głupi sposób - dodaje Badach.
Kobieta, która zrobiła głupi dowcip, za swój czyn stanie przed prokuratorem. Oczywiście, o ile znajdzie ją policja. Poszukiwania trwają.