26-letni sierżant sztabowy Tomasz Marciniak z Niemiec nie wahał się ani chwili. Rzucił się do lodowatej wody Zalewu Zemborzyckiego. To jemu 72-letnia kobieta zawdzięcza życie.
- Od strony tamy biegły dwie starsze kobiety - mówi. - Krzyczały, że w wodzie ktoś leży. Najpierw myślałem, że to manekin. Ale to był człowiek.
Pan Tomasz działał jak automat. Zadzwonił do dyżurnego policji. Potem - niewiele myśląc - rzucił się na pomoc. Schody, prowadzące do wody były bardzo śliskie. Policjant zdjął pasek. Kobiety zdjęły swoim psom smycze. - Zrobiliśmy coś w rodzaju liny - opowiada pan Tomasz. - Trzymając się jej zszedłem do wody.
W wodzie leżała kobieta. Nie dawała znaku życia. Policjant doholował ją do brzegu. Razem z bratem ciotecznym i przypadkowym spacerowiczem wyciągnął ją na brzeg.
- Zdjąłem z siebie ubranie i przykryłem ją. Brat przybiegł z kocem. Nie wyczułem u niej pulsu. Zacząłem reanimację - relacjonuje pan Tomasz.
Po chwili pojawiła się policja, zaraz po niej straż i karetka. Kobietę przewieziono do Szpitala Kolejowego. Była wtedy nieprzytomna. Po kilkudziesięciu minutach lekarzom udało się z nią zamienić kilka zdań. Nie miała przy sobie dokumentów. Nie wiadomo, dlaczego znalazła się w wodzie.