Na polach w okolicy Wilkowa odnaleziono opakowania po piłach spalinowych. Narzędzia miały najprawdopodobniej trafić do powodzian. Nie trafiły. I nie wiadomo, co się z nimi stało.
– Sprawdzamy, skąd wzięły się te opakowania – mówi Jerzy Strawa z policji w Opolu Lubelskim. Postępowanie powinno zakończyć się w lipcu.
– Na razie prowadzimy sprawę pod kątem wyrzucania nieczystości na cudzy teren – dodaje Strawa. – Nie jest wykluczone, że piły były darami dla powodzian. Nie wiadomo, czy dotarły do adresatów. Jeśli było inaczej, możliwe jest postawienie poważniejszych zarzutów.
W krzakach nieopodal wsi Dobre leży dziś kilkadziesiąt pustych paczek. Jak twierdzą mieszkańcy gminy, to tylko resztki.
– Tych pudełek było około dwustu – mówi pan Adam. – Nikt nie wiedział, skąd się tam wzięły, ani gdzie podziała się zawartość. W każdym razie żadnej akcji rozdawania pił u nas nie było.
Lokalni samorządowcy zapewniają, że nic nie wiedzą o sprawie. – Pierwszy raz o tym słyszę – mówi Grzegorz Teresiński, wójt gminy Wilków. – Nie mam żadnych informacji o tym, żeby ktoś przekazywał powodzianom piły motorowe.
Mieszkańcy gminy obawiają się, że zawartość pudełek to kolejne dary, które nie trafiły do adresatów. Podobna historia miała miejsce w maju. Wyszło wówczas na jaw, że ponad 20 tys. sadzonek dla powodzian trafiło tylko do 5 wybranych przez pomoc społeczną osób. Dostał je m.in. syn kierowniczki Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Sadzonki kupił Polski Czerwony Krzyż. Kiedy wybuchł skandal, wójt Wilkowa skierował sprawę do prokuratury.