Próbki wody pobrane z rowu melioracyjnego, który jest dopływem rzeki Kurówka, zawierały znaczne ilości zanieczyszczeń. Poziom tzw. BZT5 był przekroczony prawie 600 razy, czyli osiągnął poziom komunalnego ścieku. Mandatem ukarano dyrektora firmy Pini Beef, ale ten winny się nie czuje.
Wodę z rowu w gminie Końskowola na wniosek Stowarzyszenia „Przeszłość-Przyszłości” pobrał specjalista z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Lublinie. Wyniki badań potwierdziły obawy zgłaszających. Zanieczyszczenie wody opisano poprzez standardowy wskaźnik o nazwie BZT5 i ChZT. Ten pierwszy w wodzie krystalicznie czystej wynosi 1, w lekko zanieczyszczonej około 8, a oczyszczone ścieki komunalne mają poziom około 10 jednostek. W próbce z rowu, do którego trafiła woda z zakładu Pini Beef, wskaźnik ten wyniósł 590 mg/l, a chemiczne zapotrzebowanie tlenu przekroczyło tysiąc. Wykryto też podwyższone stężenie poziomu fosforu i azotu.
– Na podstawie powyższych wyników badań można stwierdzić, że stężenia w dwóch badanych przez laboratorium WIOŚ próbkach (...) wskazują, że wystąpiło zanieczyszczenie wody w rowie melioracyjnym – czytamy w raporcie Arkadiusza Iwaniuka, z-cy wojewódzkiego inspektora.
Jak doszło do zanieczyszczenia rowu, który wpływa do rzeki Kurówki, a następnie do Wisły? Firma Pini Beef zapewnia, że wylewa do rowu jedynie deszczówkę, czyli wody opadowe z dachów, placów, parkingów i dróg wewnętrznych. Zanieczyszczenia to z kolei wynik intensywnych opadów deszczu na początku sierpnia, z którymi nie poradziła sobie zakładowa kanalizacja.
– Zbyt duże natężenie przepływu wody przez separator mogło doprowadzić do przedostania się zanieczyszczeń do rowu. Jednocześnie doszło do przepełnienia studzienki przy płycie obornikowej i niekontrolowanego wypływu odcieków do kanalizacji burzowej – napisano w raporcie.
Według specjalistów z Lublina, zanieczyszczenie rowu miało charakter jednorazowy. Innego zdania jest Janusz Próchniak, radny gminy Końskowola i jeden z wnioskodawców badania wody.
– To tłumaczenie jest po prostu naiwne, kuriozalne i nielogiczne. 26. sierpnia mieliśmy do czynienia z nagłym wypływem dużej ilości ścieków z zakładu. To nie mogło być spowodowane nawałnicą, która przeszła trzy tygodnie wcześniej – mówi rozczarowany opinią WIOŚ radny. I przypomina, że mieszkańcy gminy już nie raz widzieli, jak do rowu trafiają śmierdzące ścieki.
Tymczasem, zdaniem z-cy szefa lubelskiego WIOŚ Arkadiusza Iwaniuka, przewinienie firmy Pini Beef jest niewielkie. – To było zanieczyszczenie rowu, a nie rzeki czy ujęcia wody. Z naszej perspektywy nie doszło do zatrucia środowiska. Dlatego sądzę, że kara za to przewinienie jest adekwatna do czynu – tłumaczy inspektor. – Ale następnym razem będziemy bardziej surowi – zapowiada.
Dyrektor zakładu został ukarany mandatem w wysokości 300 zł.
– Wysokość tego mandatu jest kompromitująca i śmieszna. To jest policzek wymierzony w mieszkańców naszej gminy, którym leży na sercu dobro środowiska – komentuje radny Próchniak.
Zupełnie inaczej tę sprawę komentuje szef ubojni, dyrektor Artur Osiak. – Przyjąłem ten mandat, ale absolutnie nie czuję się winny. Jestem wręcz pokrzywdzony karą, która została na mnie nałożona - przekonuje.
Jego zdaniem to nie prawda, że zanieczyszczenie rowu miało się powtarzać, czy było związane z czymś innym, niż sierpniowa nawałnica. Wypowiedzi tego typu nazywa bzdurami i kalumniami wymierzonymi w dobre imię firmy.