(fot. Maciej Kaczanowski)
Sąd odroczył rozprawę w sprawie zakłócania ciszy przez zakład kamieniarski przy ul. Głuskiej 254. Sąsiedzi zakładu skarżą się na uciążliwy hałas z urządzeń do obróbki kamienia. Problem trwa od lat, a urzędnicy nie są w stanie go rozwiązać
– Żyjemy w pułapce – mówi Krzysztof Szumski, jeden z mieszkańców ul. Strojnowskiego, która sąsiaduje z zakładem kamieniarskim Kalcyt przy Głuskiej 254.
– Zakład pracuje od godziny 6 rano do 22, a czasami i całą noc – stwierdza Grażyna Gęca, jedna z mieszkanek ulicy.
Sąsiedzi zakładu uskarżają się na uciążliwy hałas. – To jednostajny, uciążliwy dźwięk – opisuje pan Krzysztof. – Ten dźwięk powoduje rozdrażnienie, zmęczenie i bóle głowy. Moja żona już dwa razy trafiła na SOR.
Konflikt ciągnie się od wielu lat. Do tej pory mieszkańcy zdołali wywalczyć tyle, że w 2016 r. Urząd Miasta wydał decyzję ustalającą maksymalny poziom hałasu, który może emitować zakład. To 55 dB w dzień i 45dB w nocy.
Decyzja nie sprawiła, że mieszkańcy odetchnęli z ulgą. – Nie możemy tak dłużej żyć, ja sobie nie wyobrażam następnego lata w tym miejscu – mówi Marzanna Goral.
Sąsiedzi zakładu kamieniarskiego już wiele razy skarżyli się Wojewódzkiemu Inspektoratowi Ochrony Środowiska, który odpowiada za pomiary hałasu.
– W ciągu ostatnich dwóch lat mieliśmy 85 zgłoszeń dotyczących hałasu w tej okolicy – potwierdza Grzegorz Uliński, kierownik Wydziału Inspekcji w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska w Lublinie.
– Przez ten czas nie było ani jednego badania, które pokazywałoby, że jest zbyt głośno – mówiła nam Ewa Hawryluk, która współprowadzi zakład kamieniarski. Okoliczni mieszkańcy wcale się temu nie dziwią, biorąc pod uwagę to, jak przeprowadzane są kontrole przez WIOŚ.
– Dzwonimy do WIOŚ pod numer alarmowy, a oni umawiają się z zakładem na kontrolę za kilka dni lub dwa tygodnie – mówi pani Grażyna.
– Jak przyjeżdża kontrola, pracują tylko piły, a inne urządzenia są wtedy wyłączone – dodaje Szumski. – To tak, jakby zatrzymał pana policjant i powiedział, żeby przejechał pan jeszcze raz, bo on musi zmierzyć pana prędkość. Tak się niczego nie skontroluje.
– Obowiązuje nas Prawo przedsiębiorców. W przypadku interwencji, możemy to zrobić niezapowiedzianie. Ale jeśli chcemy wykonać pomiary, musimy uprzedzić o tym fakcie właściciela zakładu – tłumaczy Uliński.
Prowadzone w ten sposób pomiary, faktycznie, nie wykazują przekroczenia ustalonych poziomów hałasu. – Uciążliwość tego hałasu, jeżeli nawet jest on poniżej norm, jest niebywała – skarży się mieszkanka ul. Strojnowskiego.
Sąsiedzi zakładu mówią, że ulgę poczuli tylko wtedy, gdy Urząd Miasta wydał decyzję ograniczającą czas pracy zakładu. Decyzja mówiła o tym, że urządzenia do cięcia bloków kamienia mogą pracować tylko w dni powszednie od godz. 8 do 16. Urząd nakazał też zakładowi, by w ciągu pół roku „zwiększył izolacyjność akustyczną ścian” pomieszczeń z maszynami.
Właściciele zakładu zaskarżyli decyzję, wskutek czego została ona uchylona przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Kolegium uznało, że urzędnicy naruszyli przepisy nakazujące dokładnie ustalić fakty, zbierając i oceniając dowody w sposób wyczerpujący. SKO nakazało miejskim urzędnikom ponowne rozpatrzenie sprawy. Postępowanie jest w toku.
– Na pewno naszym celem jest to, żeby tę sytuację w końcu w jakiś sposób rozwiązać, ale jak państwo wiedzą, jest to bardzo trudne – mówi mieszkańcom Marta Smal-Chudzik, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Miasta.
– Musimy operować w pewnych ramach prawnych – stwierdza Artur Szymczyk, zastępca prezydenta Lublina. Miasto nie ma tu jednak zbyt dużych możliwości. – Jesteśmy petentem, tak jak mieszkańcy. Pukamy do WIOŚ o podejmowanie działań – mówi prezydent Krzysztof Żuk.
Sprawa zakładu trafiła do sądu, gdzie toczy się sprawa dotycząca wykroczenia polegającego na zakłócaniu spoczynku nocnego. Oskarżycielem jest Straż Miejska, która była wzywana przez mieszkańców i potwierdziła, że było za głośno. Strażnicy przeprowadzili nawet własne pomiary.
– Mamy trzy wyniki: 60,8 dB, 62 dB oraz 66 dB – mówi Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej. Zastrzega jednak, że pomiary przeprowadzone przez funkcjonariuszy nie mogą być dowodem dla sądu.
Czwartkowa rozprawa nie przyniosła jeszcze rozstrzygnięcia. – Decyzją sędziego sprawę odroczono do dnia 21 lutego ze względu na nieobecność jednej ze stron postępowania – informuje Gogola.