Co najmniej 132 lokatorów pomieszczą nowe budowle, które pojawią się w październiku na kilku lubelskich osiedlach. O tym, kto w nich zamieszka, zdecyduje prawo silniejszego. Trudno się na to oburzać, bo mowa o domkach dla wolno żyjących kotów.
Nie będzie komisji przydzielającej lokale, ani listy lokatorów uprawnionych do otrzymania kluczy, nie będzie nawet kluczy, bo nie zaprojektowano drzwi, a jedynie okrągłe włazy. Nowe domki można wręcz uznać za bloki mieszkalne dla kotów, bo w każdym z nich jest sześć "kawalerek".
Trudno powiedzieć, ilu lokatorów faktycznie się tam wprowadzi. Nic jednak nie wskazuje na to, by Urząd Miasta zamierzał sprawdzać, czy przypadkiem ktoś z kimś nie żyje tam "na kocią łapę". Wiadomo za to, że lokatorom z piętra trudniej będzie o intymność niż tym z parteru, bo dach budynku jest otwierany, żeby ludzie mogli posprzątać wnętrza.
W takich warunkach będą mogły mieszkać co najmniej 132 koty, bo miasto kupiło im aż 22 takie "budynki", wydając niemal 30 tys. zł z budżetu obywatelskiego. Lokale są w standardzie deweloperskim, czyli bez wyposażenia, mają za to ocieplone ściany.
– Wolno żyjące koty także zasługują na opiekę i troskę. Są naszymi sprzymierzeńcami w walce z gryzoniami – przekonuje Blanka Rdest-Dudak, szefowa miejskiego Wydziału Zieleni i Gospodarki Komunalnej. Podkreśla, że zima to okres, który jest najtrudniejszy dla takich kotów.
Domki mają trafić do osiedlowych administracji, które wcześniej zadeklarowały chęć ustawienia u siebie kocich schronień. Można je będzie zobaczyć m.in. na os. Ruta (na Czubach), na osiedlach Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, na Tatarach, przy Górnej 4, oraz na terenie spółdzielni Kolejarz, Spółdom i Spółdzielca.
– Zarządców osiedli, którzy nie zgłosili zapotrzebowania na domki, zachęcamy do uchylenia okienka w piwnicy, aby zwierzęta mogły się tam ukryć przed chłodem. Wystarczy postawić w środku tekturowe pudło i wyścielić je np. kocem – radzi Rdest-Dudak.
Ratusz szacuje, że na terenie Lublina przebywa około 2 tys. wolno żyjących kotów.