Henryk S. najpierw wypytywał na ulicy, kto w okolicy potrzebuje pomocy. Łatwowierni mieszkańcy sami wskazywali oszustowi przyszłe ofiary.
– Wykorzystywał ludzką łatwowierność – mówi Renata Laszczka-Rusek z lubelskiej policji. – Po przyjeździe do małej miejscowości zagadywał napotkanych mieszkańców. Mówił, że jest pracownikiem urzędu gminy bądź izby skarbowej. Twierdził, że szuka osób w trudnej sytuacji. Mieszkańcy podawali mu konkretne adresy.
Policja oblicza, że od sierpnia do listopada tego roku Henryk S. oszukał kilkanaście osób, od których wyłudził około 10 tys. zł. Jego ofiarami padały starsze, samotnie mieszkające, osoby. Np. w październiku wmówił mieszkance gminy Żółkiewka, że komputer wylosował ją do odbioru 6 tysięcy złotych nagrody. Ale żeby dostać całą pulę, musi wpłacić 400 zł "opłaty manipulacyjnej”. Kobieta uwierzyła.
– Henryk S. wyrwał jej banknoty z rąk, pocałował w policzek – dodaje Laszczka-Rusek. – Obiecał, że niedługo pojawi się z gotówką.
Tego samego dnia oszukał 74-letnią mieszkankę z tej samej gminy. Przekonał ją, że może stracić 16 tys. zł, bo nie zapłaciła składki na ubezpieczenie. Jest jednak sposób, by do tego nie doszło. Starsza pani musi wpłacić 9 tys. zł. Kobieta miała tylko 90 zł. Oszust nie pogardził i taką kwotą.
W podobny sposób Henryk S. oszukał kilku mieszkańców powiatu lubartowskiego. W Niedźwiadzie wyłudził 350 zł, w Kocku aż 750 zł.